wtorek, 28 maja 2013

Aleee Schiit - Test wzmacniacza słuchawkowego Lyr


    Jako, że poza Voodoo, jest i Audio, warto też czasem zahaczyć o coś dobrego i testować. Tym razem jest to Shiit Lyr. Wzmacniacz hybrydowy (lampowo-tranzystorowy). Jak jest w tym wypadku ? Czy wzmacniacz jest dobry czy może podczas słuchania będzie tylko Brown Note ? (zgodnie z nazwą firmy).  



Z zewnątrz
Lyr jest zaskakująco mały, na zdjęciu powyżej, porównany z Black Pearl, nie prezentuje się okazale. Za to waga wzbudza respekt :), można się podźwignąć przez przypadek. Mój egzemparz testowy wyposażony był w 2 lampy General Electric 6BQ7A made in U.S.A. 

Obudowa wykonana ze szczotkowanego amelinum, z grawerami (nawet w Stanach wiedzą, że amelinum sie nie maluje), sprawia wrażenie produkcji małoseryjnej. Ta estetyka do mnie przemawia. Lubię minimalizm formy na rzecz maksymalizmu wyników. Ciekawy czy się nie zawiodę, zabrałem się do ...


... Do wewnątrz
A w środku, znany i lubiany potencjometr ALPS RK27, kondensatory Panasonik TS, foliowce Wima i rezystory Dale. Ciekawie, ale gaci nie zrywa :) Jednak, jak mawiała Babcia, nie ważne z czego, ważne jak smakuje. Dobór elementów na pewno nie był przypadkowy, a że kiedyś już chwilową styczność z Lyrem miałem, to spodziewałem się najlepszego. 

Jak to gra ?


Jako punkt odniesienia wykorzystałem wzmacniacze Black Pearl i własnej produkcji klon BCL Lehmann
Słuchawki użyte w teście: HiFiMan He-5LE, Sennheiser HD650, AKG K550, Westone 4R
DAC to FIIO D03K, po modyfikacjach (które kiedy również opiszę), trasport to Asus BD700 i tzw blaszak, puszczony przez konwerter CM6631A.
Muzyczka - każda, nie ograniczam się i słucham wszystkiego, od jazzu, przez rock i elektronikę, do klasyki.
Po drodze bywa też Hard&Heavy.

HiFiman HE-5LE
Scena bardziej zróżnicowana niż w Black Pearl. Wokale bliżej, cała reszta rozkłada się jednak na większej przestrzeni. Delikatnie wypchnięta średnica. W kawałkach softrockowych, brak trochę mięcha. Dominacja średnich tonów. Tutaj Black Pearl radzi sobie lepiej. W spokojnych pościelówach znowu lepiej SHIIT, lepsze wypełnienie sceny.

Westone 4R
Na IEM nie da się słuchać. Brumienie lamp jest bardzo głośne, do tego stopnia, że przeszkadza w cichszych fragmentach piosenek. Black Pearl również brumi, jednak już nie tak. Da się wytrzymać. Tutaj najlepiej sprawdza się FCL (Fat Cube Linear - klon Black Cube Linear firmy Lehmann) - odbrumiony i cichy jak Hiroszima po bombardowaniu...Dość, kończymy z testowaniem IEMów na lampowcach.

K550
Jest Moc - równowaga tonalna, przestrzeń i jakość poszczególnych pasm jest uwypuklona. Jakość. Po raz kolejny utwierdzam się, że to nie słuchawki dla portable, choć sam kiedyś tak twierdziłem. Głębia i ilość niskich tonów zawstydza nawet HiFiMany. Delikatny szum, na granicy percepcji.

HD650
Cisza jak nic nie gra. A jak gra, to od razu tak, że kapcie lecą. Wokale mega. Grają idealnie prawie spod czaszki. A scena, wprawdzie nie tak szeroka jak w chińczykach, ale precyzyjna, trochę węższa. Za to sprawiająca wrażenie odsłuchu w zadymionym klubie. Muzyka ma taki właśnie klubowy pogłos. Pojedyncze instrumenty potrafią zagrać daleko, żeby za chwilę wrócić i dołączyć do orkiestry. Jak na razie jest to chyba najlepiej brzmiący wzmacniacz z tymi słuchawkami jaki słyszałem. Naprawdę powala. Jest taki utwór - Perfect Darkness Finka. Sam numer jest obłędny, ale w tym zestawieniu ciemność jest namacalna i rzeczywiście perfekcyjna. Szaleństwo, po prostu czyste szaleństwo. A góra - normalnie kryształ. Idealna i piękna. Podoba mi się nawet bardziej niż połączenie Lyra z He-5LE. Chyba nie warto wspominać, że przesłuchałem w czasie testu, płytę Perfect Darkness 7 razy, nie mogąc się oderwać. Jest w całym tym połączeniu taka idealna magia.


Wniosek
Wzmacniacz bardzo dobry. Szczególnie za cenę 449$ co daje 2150 PLN. I nawet za te 2kpln jest to zakup wart rozważenia, szczególnie, jeśli ktoś ma HD650 i szuka dla nich idealnego partnera.

Polecam niezdecydowanym, a cała reszta niech posłucha. Naprawdę warto.



Sprzęt do testów wypożyczyła mi firma :

piątek, 24 maja 2013

Kup Pan kabel.

Dzięki jednemu z kolegów dotarłem dzisiaj do aukcji:

http://allegro.pl/entreq-challenger-kabel-do-hifiman-audeze-hd800-i3267838816.html



Fajna cena, pomyślałem. 3200 za kawałek miedzi, to w sumie deal roku. I już miałem wcisnąć "Kup Teraz", jednak uznałem, że najpierw przeczytam opis do końca. Bo może dalej, dowiem się czegoś o czym do tej pory nie wiedziałem. No i masz. Już na początku jest, długo wyczekiwany kwiatek, przebiśnieg zwiastujący wiosnę i nowe powody do darcia łacha:


"Przed podłączeniem myślałem ,że po wygrzanym Konstantinie będzie tragedia .
A tu niespodzianka .Lepsze wypełnienie , dynamika , szczegółowość , przestrzeń o wiele lepsza . I ten stoicki spokój :) Bajka .Aż ciekaw jestem co będzie za 200 godzin"


 Z litości pominę podpis. Z potrzebą wygrzewania kabla spotkałem się w głębokim PRLu. A zdarzało się to w przypadku cud tworów polskiej myśli motoryzacyjnej. Chodziło o problem z uruchomieniem samochodu w niesprzyjających warunkach atmosferycznych (znaczy każdych). Należało wtedy wypiąć kable wysokiego napięcia z auta, wysuszyć, co najczęściej robiło się w piekarniku, stąd termin "wygrzewanie", szybciutko zamontować, odpalić i odjechać w kierunku zachodzącego socjalizmu. No ale tamto spowodowane było brakiem nowych kabli WN i uszkodzeniem starych (uszkodzenie ciągnęło się od nowości zazwyczaj). A tutaj ? Nowy kabel, w cenie samochodu, i od razu uszkodzony ? Ale jak są przebicia to kopać będzie...Nie, nie dla mnie takie felerny kabel.

Ok, ale skoro zacząłem czytać, to może skończę, może znajdę tak jeszcze coś ciekawego ?
No i masz, od razu trafiam na fragment testu naszego złotouchego, niedoścignionego i wspaniałego p. Wojciecha Pacułę, który testował ów kabel.

Mam takie wrażenie, że dla niektórych jakość dźwięku można opisać równaniem matematycznym. I będzie to funkcja wykładnicza, w której jedyne wartości wpływające na jakość to cena i egzotyczność marki. Im firma mniejsza, bardziej egzotyczna i oczywiście droga, tym lepsza jakość proponowanych przez nią produktów. Na cholerę nam rozpasane działy R&D (research & development), po co badania, testy i poligony atomowe. Wystarczy złote ucho, lutownica (żeby na opakowaniu, koniecznie drewnianym, wyryć swoje inicjały) i montujemy super drut. A potem wystarczy sprzedać jeden egzemplarz i jesteśmy ustawieni do końca życia. No bo po co się rozdrabniać, od razu walimy cenę 1mln pln i mamy spokój. Ktoś to na pewno kupi, bo skoro tyle kosztuje, to coś w tym musi być.

Pamiętajcie jednak - pomysł na biznes był mój. Domagam się tantiem...

Do zoba.

123...próba mikrofonu...

Witaj,
Pewnie trafiłeś tu całkowicie przypadkowo, nie wiesz co się stało i zamierzasz (jak to jeden Smutas pisze) wykręcić wirtualne salto ze śrubą.

Skoro jednak czytasz, to ja napiszę. A napiszę, że to co czytasz, powstało z potrzeby dzielenia się przemyśleniami, bo jako straszny nudziarz mam już dość mówienia do siebie. Straszna to kara, więc skoro ja muszę to i innych pomęczę. I w ten oto sposób pomęczymy się razem.

O czym ma traktować ten "blog". Ano zgodnie z nazwą, będzie trochę o audio, trochę o voodoo i całkiem sporo o audio-voodoo. Nie, żebym miał ochotę powielać pomysły szanownych kolegów, zbierających cuda po internecie. Nie, ja zamierzam się z nimi rozprawiać i komentować. Chciałbym również dać upust frustracjom mnie zżerającym, i ponarzekać i powytykać błędy kolegów recenzentów. A to wszystko z mojej wrodzonej złośliwości.

Planuje pisać dużo i oczywiście na temat. A co z tego wyjdzie, to się okaże.

Póki co pozdrawiam Cię Czytelniku. I życzę Cierpliwości.