czwartek, 27 lutego 2014

Lampowa waga ciężka - Cayin HA-1A

Od pewnego czasu szukałem wzmacniacza lampowego, aby uzupełnić swój arsenał odsłuchowy. Trafiła sie okazja i kupiłem wzmacniacz amerykańskiej firmy Schiit  - Lyr. To hybryda, gdzie rolę przedwzmacniacza pełnią lampy a końcówka mocy zbudowana jest w oparciu o tranzystorowy układ dyskretny. Wzmacniacz grał fajnie, ale to nie to. Szukałem więc dalej. Przesłuchałem kilka(naście) konstrukcji OTL (wzmacniacze bez transformatora wyjściowego), i z każdym kolejny upewniałem się, że to nie to. Po pierwsze OTLe grają dobrze tylko z wysoko ohmowymi słuchawkami, po drugie, szumią, brumią i ogólnie powodują niefajne wrażenia. Może to tylko wina egzemplarzy z którymi miałem do czynienia, lub tych konkretnych modeli, jednak skutecznie mnie to zniechęciło do zabaw w bajkę zwaną OTL. Ale jak kupić lampkę, która nie ma tych wad i nie zbankrutować. I tak trafiłem na Cayin HA-1A, produkt chińskiego producenta wzmacniaczy, firmy Zhuhai Spark Electronic Equipment Co., LTD, z siedzibą w Chinach Ludowych. Dzisiaj marka Cayin jest chyba najbardziej znaną na świecie, a na pewno jedna z bardziej cenionych, w branży Hi-Fi, z pośród wszystkich chińskich marek audio. I nikt nie kojarzy jej z taniością i bylejakością charakteryzującą większość chińskich produktów. 




No dobra, skoro już zdecydowałem się na Cayin HA-1A, to może warto napisać dlaczego ? Dlatego, że jest to jedyny znany mi lampowy wzmacniacz, który jest uniwersalny. Dzięki zastosowaniu transformatora głośnikowego (wyjściowego), wzmacniacz potrafi obsłużyć słuchawki od 6 Ohm do 300 Ohm. Potrafi pracować w trybie triody i ultralinearnym. Ma wyjście dla kolumn głośnikowych (o minimalnej impedancji 6Ohm). Ma wyjście przedwzmacniacza, potrafi też pracować jako końcówka mocy dla innego Pre. No i dźwięk generuje za pomocą 4ech lamp, bez użycia tranzystorów. Ważne dla mnie było również, jakie lampy są wykorzystywane w Cayinie. A są to 12AX7(ECC83), 12AU7(ECC82) i 2 lampy mocy EL84. Standardowo Cayin wyposażony jest w 2 lampy własnej produkcji (12AX7 i 12AU7) oraz w 2 lampy Electro Harmonix EL84 EH. Po przejrzeniu kilku tematów na różnych forach, zadecydowałem, że do swojego Cayina użyję lamp Electro Harmonix Gold Pin. I taki właśnie zestaw będzie przedmiotem tej recenzji.



Wzmacniacz zamówiłem na rodzimym portalu aukcyjnym, ponieważ cenię sobie bezpieczeństwo i bezproblemowość transakcji. Cena 3099 pln z wysyłką też nie jest niczym przerażającym wobec około 2900 przy imporcie osobistym (a i to bez cła i podatku). Dlatego zdecydowanie polecam zainteresowanym zakup u naszego dystrybutora. 


Paczka, w uzgodnionym wcześniej terminie dotarła do mnie, niesiona rencami kuriera, obklejona naklepami - Uwaga, Wzmacniacz Lampowy! Facet niósł to jak przysłowiową bombę. Całość zapakowana wręcz pancernie, przygotowana na wszystkie chyba, przewidziane problemy transportowe. Wewnątrz kabel zasilający, komplet instrukcji no i wzmacniacz. Starałem się oddać chociaż odrobinę wrażenia jakie robi wzmacniacz na żywo zdjęciami - ale nie wiem czy mi się udało. Rozmiary ma, jak na wzmacniacz słuchawkowy, wręcz monstrualne. Do tego waga 8kg, szczotkowane blachy z grubego szczotkowanego aluminium i kawał stali jako zabezpieczenie wnętrzności daje nam obraz tego kolosa. Przyznam, że jestem zachwycony. Zdjęć wnętrza nie prezentuję, bo to taka trochę pornografia dla elektroników. Wystarczy powiedzieć, że wewnątrz mamy 2 transformatory obsługujące lampy, jeden zasilający toroid i transformator głośnikowy. Do tego 2 płytki zalutowane gęsto elementami. Całość robi świetne wrażenie - żadnych (g)lutów, nieczystości czy niedoróbek. Płytki po lutowaniu widać, że przeszły kontrolę jakości i mycie ultradźwiękowe. Brawa za dbałość o klienta i jakość.




Z zewnątrz Cayin prezentuje się równie dobrze. Z tyłu mamy komplet wyjść słuchawkowych (zaciski i gniazda bananowe), parę wejść RCA i parę wyjść przedwzmacniacza. Dodatkowo mamy przełącznik pracy Trioda i Ultralinear oraz selektor impedancji słuchawek w zakeresach 6-32, 33-64, 65-120, 121-300 Ohm.


Z przodu mamy włącznik, wraz z czerwoną diodą sygnalizującą pracę, selektor trybu pracy (PRE IN), gniazdo słuchawkowe i potencjometr. Ten ostatni to jedyny zgrzyt na froncie, i w ogóle na wizerunku wzmacniacza. Jest jak białe skarpetki do czarnego garnituru, jak dres kresz, do Adidasów. Kompletnie z czapy i psuje jak świni siodło. Ale to oczywiście moje zdanie i pewnie 3 miliardy chińczyków się ze mną nie zgodzą.


Wzmacniacz testuję już dobry miesiąc, dałem mu się porządnie wygrzać, lampom również. W teście wykorzystałem:

- Wzmacniacze FCL i Black Pearl jako punkty odniesienia
- DAC oparty o ES9018, DAC dual mono WM8741, obydwa wyposażone w konwerter Xmos.
- Słuchawki HiFiman HE-5LE (38Ohm), Sennheiser HD650(300Ohm), Beyerdynamic T70 
 250Ohm(250Ohm), AKG K340 (600Ohm).
- Pioneer DV-310 z modyfikowanym wyjściem Coaxial, Laptop jako źródło dla Xmos
Materiał to muzyka w formacie FLAC i płyty CD




Na początek mały disclaimer - ludzi poszukujących "typowego lampowego grania" z kocykiem, ciepłego i kluchowatego zapraszamy do innej bajki. Cayin udowadnia, że lampa potęgą jest i basta! W porównaniu do mojej prywatnej referencji dźwiękowej, czyli FCL'a, Cayin nie prezentuje wcale ani mniejszej dynamiki (o co lampy są posądzane), ani ciepłego grania ani nawet brumów czy szumów. Faktycznie, w porównaniu do FCL, który jest cichy jak makiem zasiał, Cayin coś tam szumi. Ale jest to na granicy słyszalności. I na pewno nie jest to problem. Wynika raczej z cech samych lamp, ponieważ na oryginalnych lampach Cayin te szumy są głośniejsze niż na produktach Electro Harmonix. Brumów czy innych basowych pomruków nie słyszę. 


Mamy za to wspaniałe, szczegółowe granie, z niesamowitą wręcz energią. Lekko ocieplone, za to bardzo dobrze dociążone i napowietrzone. Scena jest tak szeroka jak poda ją źródło, więc nie zachodzą tutaj zmiany. Wzmacniacz jednak trochę zagęszcza przekaz, robi się lekkie wrażenie przyciemnienia, jednak podczas analizy poszczególnych pasm, nie słychać ani faworyzowania któregokolwiek z nich, ani wycofania. Ot lepsze wypełnienie w stosunku do wzmacniacza tranzystorowego. Dzięki temu przekaz wydaje się pełniejszy i bardziej relaksujący. Ale przy tym wszystkim jest zaskakująco szczegółowy i rozdzielczy. Oczywiście, mógłbym się teraz zabrac za poezję i pisać, że bas schodzi do piekieł, że wysokie błyszczą i aż oślepiają swoją energią. Problem w tym, że tak samo odbywa się to przy zastosowaniu moich słuchawek z FCL czy Black Pearl. A wynika to ze źródła. Ważne, żeby wzmacniacz nie przeszkadzał i nie psuł tego co zrobi źródło. I tutaj Cayin pokazuje prawdziwą klasę - nie zmienia charakteru źródła, słychać wyraźnie różnice w nadajniku. Wprowadza jednak swoje delikatne korekty. Czyli zagęszczenie i lekką kondensację. Ale ważne podkreślenia jest, że HA-1A genialnie różnicuje źródła i w pełni przekazuje to co one nadają.



No i nadszedł czas na podsumowanie. Co tak właściwie dostajemy za te 3099 ? Ano dostajemy bardzo uniwersalne urządzenie. Jeden z moich kolegów używa go z powodzeniem, do Denonów AH-D7100. Ja pędzę nim wszystko co mam w domu. Lampowe wzmacniacze bardziej różnicują brzmienie lamp wpiętych jako przedwzmacniacz(lampy sterujące), niż tranzystorowce przy opampach. Zmiana lampy daje olbrzymie różnice w brzmieniu, podczas gdy wymiana opampa delikatnie zmienia niuanse. Dzięki temu mając sporą baterię różnych lamp mamy de facto baterię różnie grających wzmacniaczy. Fajnie, że Cayin ma swój charakter i jeszcze fajniej, że w pełni oddaje charakter źródła. 

Na samiuśki koniec parę słów o wysterowaniu słuchawek. Faktycznie wzmacniacz świetnie zrobił HD650 - energia jest aż namacalna, ruch powietrza przy niskim basie urzeka. HiFimany grają jakby cały zestaw wyjechał z jednej fabryki - synergia jest oczywista i pełna. Beyery T70 grają jednak lepiej z tranzystorowych źródeł - analityczna natura tych słuchawek obnaża wszelkie "sprawki" lamp - w tym szumy śrutowe delikatne nawet pogłosy. K340 były nie tylko napędzone, ale nawet przepędzone. Niestety midbas zrobił się elementem dominującym. Tutaj również tranzystor zachowywał się lepiej, mocno trzymając za mordę te częstotliwości.

niedziela, 23 lutego 2014

Flagowce na rynku DAP

To już prawie miesiąc, odkąd nie ma nowego testu, recenzji czy choćby durnego nabijania się z voodoo. Poniekąd wynika to z faktu, że nie specjalnie jest co opisywać, a poniekąd z zabaw posiadanym sprzętem.

Jednak dzisiaj, wprawdzie z kompletnie pustym baniakiem, ale jednak zasiadłem coś napisać. W sumie napiszę głównie o planach, bo coś tam się jednak dzieje. Po pierwsze, pojawi się niedługo recenzja Cayin Ha-1A, którego to nabyłem drogą kupna i ostatnio mocno katuję. Pojawi się też krótki tekst o dinozaurach słuchawkowych, czyli AKG K340 - hybryda elektrostatyczno - dynamiczna.

Na koniec przygotowuję test o wpływie kabelków na to co słyszymy. Będą i kabelki drogie i tanie, no i chyba lekkie rozjaśnienie tajemnicy, dlaczego jedni słyszą a inni nie.

Ale to wszystko będzie. Dzisiaj mamy rozważania o DAPach. DAPy to cyfrowe odtwarzacze treści. Przyjęło się, że to głównie segment mobilny, do tej pory opanowany przez różnej maści empetrójki i mpczwórki rynek, raczej nie zachęcał audiofilskiej braci do łaskawszego spojrzenia na sprzęt dostępny w tej klasie. Ale chińska firma Colorfly rozpoczęła przełom. Wraz z modelem C4 rozpoczął się boom na przenośne odtwarzacze Hi-Fi. iPod z pod znaku nadgryzionego jabłka okazał się być niewystarczającym urządzeniem dla wielu osób i to nawet pomimo faktu, że dało się go zmodyfikować (wykonać tzw. iModa) czy zainstalować RockBox. Możliwość natywnego odtwarzania plików gęstych(24bit lub więcej) okazało się nośnym sloganem dla producentów i fala poszła. Dzisiaj szybciutki przegląd urządzeń z NWOHRMP (New Wave of HiRes Music Players).


1. ColorFly C4 
Urządzenie które w dniu premiery okrzyknięto najładniejszym/najbrzydszym (niepotrzebne skreślić) odtwarzaczem przenośnym, było pierwszym obrzydliwie drogim (tak, tak - wtedy 2,5kpln za DAP to było szaleństwo), mobilnym odtwarzaczem. Obudowa z rzeźbionego drewna, wyjście Jack 6,3mm, Cirrus Logic CS4398, możliwość pracy w trybie SPDiF DAC to tylko niektóre cechy tego wspaniałego urządzenia (tak, tak). Sam pamiętam jak na niego zachorowałem. Nie przeszkadzała mi wtedy jego wielkość i waga (dosyć spora cegła), chciałem go mieć. Niestety producent poległ w kwestii obsługi. Urządzenie odtwarzało 24bity, ale tylko z plików Wave, Flac tylko w 16bitach. Do tego żałośnie krótki czas pracy na baterii czy pękające obudowy (których producent nie chciał naprawiać !) spowodowały, że ColorFly przestał być kojarzony z High Endem. Został tylko okrutnie drogim odtwarzaczem z drewna. Całkowicie niezasłużenie, bo jakość dźwięku była (JEST) na niesamowicie wysokim poziomie. Jeśli tylko udało by się zrobić coś z upiornym w obsłudze oprogramowaniem, świat mógłby sobie o C4 przypomnieć. Niestety, producent nie zamierzał wykorzystać potencjału urządzenia, które zbudował. Pozostaje więc C4 urządzeniem dla pasjonatów.


2. Astell & Kern AK100 (AK100 Mk2)
Kolejny był AK100. Kolejny zawodnik badający teren pod ewentualną inwazję. Początkowo mocno nieudany, wzorem producentów w innych dziedzinach, testowany na użytkownikach o na tyle zasobnych portfelach, że nie przeszkadzały im ogromne wady (oj tak !), za to mieli hajend w łapie. Cenowo AK100 pozycjonowany był koło C4, tyle, że był naprawdę kompaktowy. Z podobną mocą i możliwościami, był jednak zdecydowanie mniejszy, bardziej kompaktowy. A przy tym czas pracy na baterii to nie było już tylko "od gniazdka do gniazdka". Dało się go używać, chociaż miał 2 bardzo poważne wady - 22Ohm rezystancji wyjściowej gniazdka słuchawkowego i wieszający się soft. tutaj jednak iriver nie popełnił błędu poprzedników i wraz z pojawieniem się kolejnego przełomowego urządzenia (AK120), poprawiono błędy. I urządzenie przestało się wieszać, brzmienie zostało "stuningowane" i urządzenie pomimo dość wysokiej rezystancji wyjściowej zaczęło sobie radzić z wymagającymi słuchawkami, w tym multiarmaturami. Oczywiście nie był to idealny układ, więc pojawił się AK100 Mk2, którego rezystancja wynosi już tylko 3Ohm.


3. Astell & Kern AK120 (AK120 Titan)
iriver poszedł za ciosem. Kolejny był 2 razy droższy AK120. Ale był też pozbawiony wad poprzednika. Jako "bonus" parametry zostały podwojone - 2x większy ram, 2 przetworniki WM8740, rezystancja 3Ohm, osłona pokrętła głośności i cena. Cena która do dzisiaj wielu osobom nie pozwala rozsądnie spojrzeć na to urządzenie. Oczywiście funkcjonalnie AK120 potrafi przejąć funkcję transportu, źródła czy nawet wzmacniacza słuchawkowego dla umiarkowanie wymagających słuchawek (czyli jakieś 85% sprzętu na rynku). Jest niestety za mały jak na swoją cenę, wyprodukowany w Korei no i jakiś taki nie tego. iriver tym modelem narobił sobie wrogów wśród niedoszłych klientów i wielbicieli wśród ludzi, którzy go kupili. Dla mnie jest to urządzenie kompletne. Do pełni szczęścia brakuje kilku funkcjonalności w oprogramowaniu, ale ciągle liczę, że się pojawią. Należy też wspomnieć, że pojawienie się AK120 spowodowało zmianę w sygnaturze brzmienia AK100, i od tego czasu urządzenia graja bardzo podobnie (różnica wynika głównie z cech elektrycznych). 

4. iBasso DX50
Celowo nie piszę nic o DX100 - w naszym pięknym kraju błąkają się pojedyncze egzemplarze i są one raczej ciekawostką niż regularnym produktem. Inaczej sprawa ma się z iBasso DX50 - za sprawą akcji WojtkaC z forum, stał się on stałym bywalcem tematów dot. DAP na forum. Przeszedł też wiele metamorfoz za sprawą diametralnych zmian oprogramowania. Pierwsze urządzenie oparte o system Android, mające na pokładzie DAC WM8740 (ten sam układ co w serii Astell & Kern). Niestety, iBasso chyba zbyt szybko wypusciło DX50 na rynek, ponieważ urządzenie cierpiało na całą masę chorób dziecięcych, które choć stopniowo usuwane, nie powinny się nigdy pojawić w urządzeniu końcowym. iBasso zdziwiło mnie jeszcze w jednym, mianowicie w raz z kolejnymi wersjami oprogramowania układowego, zmieniała się sygnatura brzmienia. Użytkownik do końca nie może być pewien czy to co słyszy dzisiaj, nie zmieni się po aktualizacji. Faktem jest jednak, że przy kosmicznej wręcz cenie urządzeń od iriver czy ColorFly, wadliwy i niestabilny dźwiękowo DX50 wydawał się złotym interesem. Do dzisiaj DX50 pozostaje najczęściej aktualizowanym odtwarzaczem o jakim słyszałem.


5. FIIO X3
FIIO, to firma która do tej pory starała się produkować entry-levelowe urządzenia do słuchania muzyki. Modelem X3 zapragnęli wstrzelić się mid-end. Najbardziej oczekiwane urządzenie, z dziwnych powodów opóźniane u nas w kraju, pojawiło się kilka dni po premierze iBasso DX50. FIIO postawiło na ten sam układ co iriver i ibasso, i w sumie nic dziwnego, bo stawia na niego juz od dawna. Na pokładzie X3 było tez oprogramowanie od FIIO. Samo urządzenie chociaż lepiej dopracowane niż DX50, nie zrobiło nad Wisłą furory, głównie ze względu na dość ciemne i kondensowane brzmienie. Jakkolwiek brzmieniowo kontrowersyjne, jednak od strony obsługi X3 okazało się urządzeniem dojrzałym i dopracowanym. Szybciej niż iBasso otrzymało funkcjonalność UASB-DAC. W raz z jednym z updatów firmware zmieniło się też brzmienie. Na horyzoncie pojawiły się nie dawno X1 i X5 celujące odpowiednio w wyższy i niższy segment rynku.


6. HiSound Studio V
Troszkę egzotyczne urządzenie, stało się mniej nieznane za sprawą importera, który przeprowadził na forum szeroko zakrojoną akcję poznawczą.Urządzenie oparte o procesory Sigmatel, okazało się grać dźwiękiem dojrzałym, legitymując się przy tym mocą wystarczającą do napędzenia praktycznie dowolnych słuchawek. Cenowo HiSound uplasował swojego flagowca tuz obok X3 i DX50, powodując lekkie zamieszanie. Niestety od strony użytkowej Studio V jest chyba jeszcze gorsze od C4. Upiorny soft i problemy użytkowe powodują, że sprzęt jeszcze jakiś czas pozostanie egzotyką.


7. HiFiman HM-901
HiFiman  od jakiegoś czasu co chwila wypuszcza kolejne "przełomowe" i rewolucyjne urządzenia przenośne. Przełomowość i rewolucyjność póki co ogranicza się do możliwości samodzielnej wymian płytek wzmacniacza, które można nabyć osobno od producenta. Dźwiękowo to oczywiście najwyższa półka, i HM-901 będąc delikatnie cieplejszym odtwarzaczem niż AK120 znajduje większe poparcie wśród recenzentów. Ze świecą szukać opinii niepochlebnych na jego temat, jednak w niektórych recenzjach udaje się wyłapać przemycone cudem (cenzura czuwa !)wskazówki co z nim może być nie tak. Urządzenie wyposażone w koszmarny wręcz interface, zniechęca do użytkowania, nawet największych twardzieli. Ja miałem z nim styczność przez 2 dni, i w ciągu tych 2ch dni, zrozumiałem, że to kolejny przystanek Hifimana w drodze do najlepszego DAPa na świecie. Nie jest nim jednak jeszcze HM-901. Cenowo to półka AK120.