niedziela, 14 lutego 2016

Sennheiser HD800s

Stało się. Sennheiser, jako kolejna firma z branży odświeża flagowce. I od razu idzie w modną czerń, bo przecież amelinowy plastik jest już passe. Nowa jest też cena, bo nie wypada przecież tak tytanicznej pracy jaką niemieccy inżynierowie wykonali, pozostawić bez nagrody. A cóż cieszy bardziej niż pełna kieszeń? No, w praktyce mają to być właśnie HD800s. Czyli zamiast podwyżek w Sennheiser, będą do obiadu rozdawane HD800s. Spokojnie, to tylko nie sprawdzona plotka, wszyscy przecież wiedzą, że tak szacowna firma może dać pracownikom tylko te, no, jakże upragnione, bony żywieniowe do biedronki.


No dobra, nie ma co śmichać i chichać, są następcy to aż chciało by się je porównać do protoplastów. W wyglądzie, poza barwami Datha Vadera i to w modnym, matowym wydaniu, nie wiele się zmieniło. A tak po prawdzie to chyba nic. Na pałąku nie ma nawet literki "s" co trochę mnie dziwi. Dziwi mnie też, że w całej fabryce Sennheisera nie znaleziono czarnych śrubek, żeby słuchawki poskręcać. Mamy więc srebrne i wygląda to średnio. Zupełnie jakby dobór śrubek zostawiono Zenkowi z magazynu, po tym jak cała ekipa zaprojektowawszy nowe słuchawki (tu palniemy czarne i będzie), poszła na zasłużony lunch. Kable, które otrzymałem w komplecie, też wyglądają jak te poprzednie. Ale nie otrzymałem oryginalnego pudła, ponieważ dostałem zestaw podróżny w ramach  II edycji akcji "Weekend z Sennheiserem za recenzję", zorganizowanej prze Audiohobby.pl. Jakość wykonania na najwyższym poziomie, a dzięki palecie kolorów, jest szansa, że drobne otarcia nie będą widoczne (plastiki wyglądają na rdzennie czarne, nie lakierowane).
O wygodzie i ergonomii, a także o walorach brzmieniowych poprzedniego modelu, możecie poczytać tutaj. Czas więc popisać trochę o dźwięku. I tutaj mimo najszczerszych chęci nic dobrego o HDVD800, dostarczonym razem ze słuchawkami napisać nie potrafię. Kombo poza obłędnym wyglądem gra mocno matowo i przeciętnie. Kompletnie nie pasuje jako pędnik do tych słuchawek, zupełnie tak jak nie pasowało do HD800. Podłączyłem więc D800s do zestawu Cayin iHA-6 i iDAC-6. Jako punkt odniesienia posłużyły mi SR-009 (a jakże).
Pierwsza rzecz jaka mi się rzuciła w uszy to skłonność do sybilizacji. Pierwsza może dlatego, że mam taki album Antimatter "The Judas Table", w którym praktycznie każdy utwór to wykrywacz sybilantów. Sybilizują, ale da się z tym żyć. Są tuż za granicą, któej SR-009 nigdy nie przekraczają. Są też od SR-009 trochę ciemniejsze, bardziej dociążone. Ale mają sporo z tej elektrostatycznej lekkości dźwięku. Bas jest solidny, dobry jakościowo i w ilości "akuratnej". Nie miałem poczucia straty ani potrzeby pobnijania któregokolwiek z elementów basu. 
Średnie tony, szczególnie w górnej części są lekko przyduszone. Dzięki temu wokale brzmią jakby były niższe niż są faktycznie. Ewentualnie mógbym to określić jako efekt ściśniętego gardła. Ella Fitzgerald brzmiała zbyt chudo, jakby ją ktoś wybielił, za to Louis Armstrong jakby do chrypki dorzucił zapalenie górnych dróg oddechowych. I w sumie to wokale to chyba element brzmienia tych słuchawek, który mnie się najmniej spodobał. Takie trąbki mają masę i spory przekaz energetyczny, nawet na spokojnych nagraniach, kontrabas brzmi super i dość naturalnie, za to gitara basowa minimalnie za chudo. W gitarach rockowych niestety brakuje argumentów, brzmią jakoś tak papierowo - płasko. Włączając AC/DC oczekiwałem zła i piorunów a dostałem bąki i pierdnięcia. Tam gdzie być powinna masa, tam jej nie było. O dziwo muzyka z samplerów brzmiała bardzo dobrze, za to płyty z kategorii raczej mało audiofilskiej już troszkę mniej.
Kolejne ubytki w paśmie w stosunku do HD800 pojawiają się na górze. Ba, mój syna (ma 15 lat więc słyszy lepiej niż tata) powiedział, cyt. "Sam dźwięk na HD 650 jest bardziej wyraźny i przyjemniej się go słucha. Mniej dudni, mniej basu, ale więcej czystego dźwięku przyjemnego dla ucha". Ja wiem ,że chłopak młody i nieosłuchany. Ale ja też to tak odebrałem. Wszystko oczywiście w ramach toru zbalansowanego. W stosunku do SR-009 różnica w górnym paśmie jest najwyraźniej słyszalna. Nie bójmy się tego stwierdzenia, są tam po prostu braki. Braki, których za diabła w muzyce klasycznej nie usłyszałem. Tak po prawdzie, słuchawki o których od razu pomyślałem, po posłuchaniu HD800s, to Beyerdynamic T1770. Nie słuchałem ich łeb w łeb, ale wydają mi się tonalnie bardzo podobne. Najdziwniejsze w sumie było dla mnie to, że wokale w muzyce klasycznej brzmiały dokładnie tak jak powinny, żadnych efektów ściśniętych gardeł czy innych przesunięć tonalnych. Sempre Libera Verdiego wciągnęło mnie na dłuższy czas.
Kolejne zmiany poczynione zostały w zakresie prezentacji i sceny. Nie ma już tych upiornie wielkich źródeł dźwięku. Teraz są, rzekłbym referencyjne. Wokale są bliżej niż w wersji pierwszej, instrumenty w stosunku do nich lekko oddalone. Znowu w muzyce klasycznej, szczególnie w operach słychać doskonałe różnicowanie planów. Scena niby mniejsza, chociaż należałoby napisać że budowana po prostu na mniejszej przestrzeni. Największe wrażenie robi holografia, która pozostała fenomenalna. Tylko dzięki doprowadzeniu do normalności wielkości źródeł dźwięku robi teraz niesamowite wrażenie. Mnie to wrażenie na długo przykuło do fotela. Scena pozostała najmocniejszą stroną flagowców Sennheisera.
Podsumowując, HD800s to krok w bok. Taki trochę w stylu Beyerdynamica. To dostosowanie brzmienia pod amerykańskie gusta. Ale z zachowaniem najmocniejszych cech jakie miały HD800. Trochę można się czepiać tych srebrnych śrubek, czy ceny, ale nie zmieni to faktu, że flagowiec Sennheisera to naprawdę świetny produkt. Niby HD650 mają lepszą tonalność, ale różnica w holografii i scenie powoduje, że ta różnica robi się nieistotna, bo scena w tych słuchawkach wymiata. Tyle, że znowu są to słuchawki dla konkretnego odbiorcy. Na uniwersalne się średnio nadają, za to przykuwają do muzyki klasycznej jak nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz