piątek, 15 listopada 2013

Miód na uszy - Phiaton Bridge MS500


Całkiem nie dawno miałem okazję recenzować słuchawki Sennheiser Momentum. Słuchawki przenośne, nauszne i skierowane głównie do miłośników dobrego dźwięku poza domem. Dzisiaj mam przyjemność zaprezentować Wam ich najgroźniejszego konkurenta. Słuchawki koreańskiej firmy Phiaton, oznaczone Bridge MS500.


Ze słuchawkami Phiatona zetknąłem się już parę razy. Miałem przyjemność pisać o Phiaton MS200 Moderna i już wtedy zapowiadało się, że Koreańczycy mają ochotę zagarnąć całkiem spory kawałek tortu dla siebie. Nie są to co prawda produkty z półki, gdzie cena wyznacza jakość, więc audiofilizmu nie mają w genach, jednak meloman, czy po prostu miłośnik dobrego grania powinien poczuć się usatysfakcjonowany. Wg zapewnień dystrybutora mamy do czynienia z produktem, którego cena ma wynosić 1299 pln, czyli prawie dokładnie tyle samo co właśnie popularne już Momentum.


Słuchawki otrzymałem w sporym kartonie, zabezpieczonym przed pierwszym otwarciem fragmentem perforowanej taśmy. Dzięki temu zabiegowi wiemy, czy słuchawki, które do nas dotarły były kiedyś używane. Wbrew pozorom ma to dla niektórych bardzo duże znaczenie. Wewnątrz kartonu znajdziemy słuchawki, 2 kable połączeniowe (jeden z mikrofonem, przeznaczony do współpracy z urządzeniami Apple), woreczek z ekologicznej skóry i adapter dla standardu 6,5mm. Nic poza standardem nie ma. Ale też i niczego nie oczekiwałem. Wolę wiedzieć, że kwota którą płacę to cena słuchawek a nie bogatego zestawu akcesoriów. Te, jeśli będę chciał sam sobie dokupię.


Słuchawki zbudowane są wielką dbałością o szczegóły i materiały. Aluminiowa konstrukcja słuchawek powleczona skórą, skórzane pady o idealnej wręcz twardości (nie ma problemu z odsłuchami kilkugodzinnymi), kable z miedzi OFC (oxygen-free-copper), o czystości 99,99%, to wszystko składa się na wizualny efekt. Do tego kolorystyka i nietypowy kształt muszli i mamy produkt nietuzinkowy i efektywny. 



Ale MS500 kryją jeszcze jedną tajemnicę. A jest nią konstrukcja. W słuchawkach zastosowano dosyć nietypową konstrukcję muszli. Składa się ona kilku, precyzyjnie dobranych elementów, zamkniętych w szczelnej komorze akustycznej o kosntrukcji przypominającej plaster miodu, posiadającej osobny tłumik akustyczny. Wszystko to zasilane jest 40mm przetwornikiem posiadającym również akustyczne tłumienie, w celu zminimalizowania drgań akustycznych. Strasznie to wszystko mądre i techniczne, a ma nam przecież dostarczać emocji, a nie cyferek. Jak więc cała ta kosmiczna technologia, rodem z Korei, sprawdza się w praktyce ?


Jako, że sprzęt to raczej mobilny, do odsłuchów wybrałem 3 zestawy: AK120, iMod Video + iBasso T5 oraz poczciwego iPhone 4S, wyposażonego w aplikację Accudio. Muzyka tylko w formatach bezstratnych. 
Słuchawki już od pierwszego dźwięku pokazują olbrzymią uniwersalność. Sprawdziły się i w muzyce elektronicznej (Shopongle, Faithless) i w rockowej (Alter Bridge, Gamma Ray) jak i wokalno-jazzowej (Sting, Michael Buble). Jeśli miałbym je na szybko opisać to są to ciepłe i jasne słuchawki. Rozdzielczość dźwięku to coś co w tej klasie cenowej jeszcze mi się nie przydarzyło. Słychać najdrobniejsze szczegóły i niuanse nagrań. A przy tym monumentalny wręcz bas. Ze słuchawek pełnowymiarowych najbliżej im w prezentacji dźwięku i balansie tonalnym do Denon AH-D7100. Średnie tony, a w szczególności wokale podawane są wprost na twarz, a nawet troszkę zza okularów, za to uzupełnienie sceny wysokimi i niskimi tonami odbywa się już w lekkim bądź czasami nawet sporym oddaleniu od słuchacza. Powoduje to niesamowity efekt, jakby muzyka grała z lekkiej odległości, ale artysta śpiewał nam prostu do ucha (a raczej uszu). Przyznam szczerze, że już na Audio Show wiedziałem, że słuchawki mi się spodobają, a słuchałem ich tam raptem kilkanaście minut. 


Zaskoczyła mnie ich prędkość i precyzja. Do tej pory miałem wrażenie, że jest to cecha niedostępna w słuchawkach dynamicznych, nie będących najwyższymi modelami Grado (RS1, GS1000, PS1000). Jednak od pewnego czasu zaczęły pojawiać się słuchawki, które w tym aspekcie dogoniły amerykańskie konstrukcje. Nie miałem jednak pojęcia, że tak szybko nadejdą słuchawki w tym segmencie cenowym. Powiem szczerze, jak nie jestem basolubem, tak w basie MS500 się zakochałem. Jest go pod dostatkiem, ale nie męczy ani jednostajnością ani fakturą. Jest szybki i punktowy, a zarazem miękki i ciepły. W żadnym razie nie przesłania średnicy, wokale tak jak wcześniej pisałem, są bardzo intymne i podane bezpośrednio na słuchacza. Gitary i tomy perkusji oddają faktyczne brzmienie instrumentów, chociaż wyraźnie czuć w tym podłoże i wypełnienie basowe. Całość przekazu jest wyjątkowo spójna i mięsista, uzupełniona tonami wysokimi bardzo wysokiej jakości.


Muszę przyznać, że jeśli jest to zasługa technologicznego zaawansowania ten konstrukcji, to ja chcę więcej. Chcę otwartych słuchawek Phiatona, chcę zamkniętych wokółusznych, w pełni audiofilskich produktów do domu. Muszę też przyznać, że jak do tej pory produkty tej marki nie robiły na mnie specjalnego wrażenia, tak tym modelem Koreańczycy wkroczyli w nową dla siebie erę. Czekam i chcę więcej tego typu produktów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz