środa, 15 października 2014

He-560 - Suplement czyli uzupełnienie.


Od recenzji HiFiMAN HE-560 nie dawało mi spokoju to jak bardzo różnie odbierane są te słuchawki. Wszystko to co napisałem w recenzji podtrzymuję. Jest jednak coś co należy uzupełnić. Producent pisze o wygrzewaniu tych słuchawek przez co najmniej 150h. O tym ile czasu one grały dostałem informację od właściciela, który mi ich użyczył. Przyjąłem więc, że są wygrzane. A jak się okazało, nie były :). A raczej nie były w pełni. Bo tych słuchawek nie rozruszamy plumkając im spokojną muzyczkę na granicy słyszalności. Trochę drastycznie, ale podszedłem do nich jak do Yamah YH-100, które niedawno miałem okazję katować. No i na kilkadziesiąt godzin podpiąłem je do swojego mistrza tortur, podając im prawie 2W na kanał różowego szumu. Dzisiaj odzyskałem swój podstawowy wzmacniacz, zaraz więc zabrałem się do sprawdzania efektów. A te są spektakularne.

niedziela, 12 października 2014

Cowon Plenue P1 - Cyfrowa duma ?


Cowon to kolejna koreańska marka, która zaczynała od "emptrójek" a dzisiaj wchodzi z buciorami w świat pełnego "hajendu". DAP Plenue P1, to pierwsze na tyle drogie urządzenie w ofercie Cowona, żeby zainteresować wielbicieli "prawdziwej jakości". Pytanie czy jest również dobre, czy tylko drogie.

piątek, 10 października 2014

Kiedy ekspresja łączy perfekcję - Krótko i elektrostatycznie



Parę dni temu przyszło mi odwiedzić razem z Kubą (pozdrawiam!) Miłosza po raz kolejny, celem było spędzenie miłego wieczora rozmawiając o audio, a odsłuch Staxów 007 miał stanowić idealne jego uzupełnienie. Wiązałem z tymi słuchawkami duże nadzieje, spodziewałem się iż będą bardzo dobre i że urwą dupę. Myliłem się, urwały znacznie więcej.

czwartek, 9 października 2014

HiFiMAN HE-560


Słuchawki HiFiMAN HE-560 jeszcze przed premierą wzbudzały niesamowite emocje. Wreszcie ładne, wreszcie wygodne i lekkie, a do tego z driverem zasilanym tylko jednym magnesem zapowiadały konstrukcję nader ciekawą. Chwilę po premierze, można je było kupić w mp3store w bardzo ciekawej ofercie razem z odtwarzaczem FIIO X5. Nieliczni, którym dane było posłuchać, pisali o bardzo równych i naturalnych słuchawkach. Wreszcie udało mi się położyć na nich łapy i zweryfikować zdanie owych nielicznych.

niedziela, 5 października 2014

Koniec drogi audiofila słuchawkowca - Stax SR-007 + SRM-007tII


Tak, tak, tytuł troszkę smutny i zaskakujący, ale jak się okazuje, wszyscy kończą tak samo - ze Staxami na głowie. Ja zakończyłem ze Staxami SR-007 podłączonymi do SRM-007tII. Wiem, że już kilka razy koniec poszukiwań był obwieszczany. Muszę jednak przyznać, że każdy z tych "końców" pozostał ze mną na stałe - i HiFiMAN HE-5LE i Audeze LCD3 pozostały w moim słuchawko-zbiorze. Teraz dołączyły do nich słuchawki z królewskiego rodu Omega, wersja MK1, która pojawiła się w 1998 a w 2007 roku została zastąpiona przez wersję MK2. 

poniedziałek, 29 września 2014

Stax Lambda Pro - pogromcy mitów?

I stało się. Wreszcie mamy Staxy na warsztacie. Tym samym, po HD800, zabierzemy się za obalanie kolejnych mitów. Tym razem mity i zarzuty są poważne: Staxy są drogie, suche, ostre, bezbasowe do tego delikatne i kapryśne. Czy to jest faktycznie prawda?

wtorek, 23 września 2014

Shure SE846 - Subwoofer do ucha


Dłuższa przerwa za mną, czas napisać kilka ciepłych słów. Sporo się w tym czasie wydarzyło. Pojawiły się w moim życiu słuchawki Stax (ponownie). Pojawiły się też głośniki, wprawdzie na razie tylko monitory bliskiego pola, ale coś czuję, że to nie koniec. Pojawiło się też całkiem sporo nowych i fajnych zabawek do testów i recenzji. Pojawiły się też Shure SE846. Słuchawki objawienie, potwierdzenie mojej tezy, że dzisiejszy wyścig za ilością przetworników upakowanych, niekoniecznie musi oznaczać walkę o dobro klienta. Słuchawki tanie nie są(4390 PLN), w tej cenie można już kupić słuchawki spersonalizowane, w tym CustomART Harmony8. Czy w takim razie wysoka cena, za 4-ro przetwornikowy produkt ma jakiekolwiek uzasadnienie?

niedziela, 14 września 2014

Krótki wpis manifestacyjny

Po ilości dziwnych informacji jakie do mnie docierają ostatnio na mój własny temat, mam wrażenie, że ktoś szykuje się do wypuszczenia nowego produktu na rynek i takimi dziwnymi sposobami próbuje zwalczać wszystkich i wszystko dookoła. 

czwartek, 4 września 2014

Kilimandżaro dwa - FIIO E11 z literką K na końcu


FIIO, które od pewnego czasu próbuje zawojować rejony sprzętu "droższego", nie zapomina o miłośnikach gadów, w tym w szczególności o posiadaczach najbardziej szlachetnego z węży, Węża Kieszeniowego. Walcząc o portfele hodowców, FIIO stawia na sprawdzone już zabawki, ale w nowej odsłonie. I tak po odświeżeniu całej masy sprzętu (odświeżenie nazwy polega na dodaniu literełki K na końcu, w sumie logiczne K jak koniec), przyszła kryska na Matyska i E11 doczekało się swojego K na końcu.

środa, 3 września 2014

Audeze LCD-XC


LCD XC to pierwszy zamknięty model od amerykańskiego producenta i o ile cecha ta wyróżnia te słuchawki na tle pozostałych urządzeń od Audeze, tak dalej mamy (na szczęście) do czynienia ze słuchawkami ortodynamicznymi, z których firma ta zdążyła już zasłynąć. Zobaczmy, jak zareaguje ten typ drivera w zamkniętej konstrukcji a jako iż producent wycenił te słuchawki na 6500 zielonych, to wymagania mam na prawdę duże.

poniedziałek, 1 września 2014

Grające rzeczy - Pady Brainwavz

Po grających kablach, przyszła kolej na grające stoliki, podstawki pod wzmacniacze, kolce antydepresyjne, znaczy antywibracyjne. A teraz mamy jeszcze grające pady do słuchawek. Pod marką Brainwavz pojawiły się ostatnio zamienniki oryginalnych padów z ekoskóry do słuchawek studyjnych HM5. O ile w przypadku stolików czy innych pinezek pakowanych z umiłowaniem pod sprzęty grające, można mieć wątpliwości jeśli idzie o skuteczność we wpływaniu na dźwięk (tak, tak, wiem, muszę tego sam spróbować), o tyle w przypadku padów wpływ na charakter słuchawek potrafi być ogromny.

niedziela, 24 sierpnia 2014

MOON 650D


Simaudio założone zostało w roku 1980 w Kanadzie, słynie ze swoich urządzeń stereo oraz konkretnie określonej filozofii brzmienia (gładkiego, ciepłego i analogowego)W czwartym kwartale br. ma wejść na rynek referencyjny wzmacniacz słuchawkowy tej firmy - na pewno pojawi się stosowny wpis, jak tylko dostanę go do testów, co prawdopodobnie będzie miało miejsce przed oficjalną polską premierą.

piątek, 22 sierpnia 2014

Z wizytą u Wariata - czyli jak się robi najlepszy DAC lampowy nad Wisłą.


Jakiś czas temu miałem przyjemność (tak, tak), posłuchać i zrecenzować Citrone TubeDAC. Przetwornik cyfrowo-Analogowy produkcji rodzimego wariata od lamp. Tknęło mnie, co by się stało, jakby tak, poddać lampizacji Citrone mojego DAC opartego na Sabre i chińskiej płytce od Weilanga. Zdaję sobie sprawę, że kilku młodocianych filozofów zaraz zakrzyknie, jakie to ustrojstwo jest słabe i pobłądzone. Ale wiem czym są powodowani więc te okrzyki mam w tzw. otworze. Zadzwoniłem więc do p. Tomasza i porozmawiałem. Jako, że zbliżał się mój urlop, zaproponowałem, że poszukam jakiejś agroturystyki w okolicy i pojawię się u Niego ze swoimi zabawkami, w celu lampizacji (Sabre), poprawy(Cayin) i oceny (wzmacniacz). Tomasz zaproponował kawałek miejsca pod namiot na własnej działce, omówiliśmy szczegóły organizacyjne i umówiliśmy się na termin. Plan był prosty, przyjeżdżam, zostawiam sprzęt, idę się byczyć a potem dostaję do zabawy super graty. Jak to zwykle w życiu, wszystko potoczyło się całkiem inaczej...



Jak widać na powyższym obrazku, Cytryniarz nic nie pozostawia przypadkowi i nawet szyszki ma podłączone odpowiednim kablem do właściwego tego-czegoś. I tak też było z moją wizytą, bo cały plan został przygotowany bez mojej wiedzy, za to zakładał spory mój udział. I tak, rodzina moja oddawała się urokom wypoczynku na Warmii, przy sprzyjającej aurze (na 6 dni pobytu 4 dni lało, 1 dzień padało po prostu, a dzień wyjazdu jak zwykle świeciło słońce), natomiast my dwaj zamknęliśmy się w samotni p. Tomasza i zabraliśmy się do pracy. Przez te 5 dni (a tak naprawdę 4ry, bo 5ty to tylko słuchanie), zrobiliśmy naprawdę sporo, bo ja spaliłem 3 paczki fajek, wypiłem z 20 piw, zjadłem 3 kg mięsa i kilka wafli ryżowych, natomiast Cytryniarz głównie pił herbatę i kręcił sobie szlugi wg. starodawnej metody "na skręta". Przy okazji co jakiś czas pyknął lutownicą jakiś drucik, coś tam powkręcał, coś poucinał i na koniec, jak w dobrej kreskówce powstał on: Sabre TubeDAC :)



Przez ten cały czas żywo dyskutowaliśmy, dzięki czemu dowiedziałem się skąd się wzięło Citrone, dlaczego Cytryniarz przesiedział pod kamieniem 20 lat budując sprzęty, dlaczego nie należy olewać reaktancji i takie tam nikomu niepotrzebne bzdury. Ale dowiedziałem się również, że Tomasz na lampizacji się zna, że ma zlampizowane nawet radio w kuchni, a jakby mógł to zlampizował by nawet audio w samochodzie. Skąd wiem, że się na tym zna? Ano świerszcze mi wyświerszczyły w nocy. Ale też wszystko co mówił i co robił miało bezpośrednie przełożenie na brzmienie. Zupełnie inaczej niż u niektórych DIYerów, których zdążyłem poznać, u p. Tomasza, jak coś było gotowe to było. Jak coś trzeba było rozjaśnić, to metoda była perfekcyjna w 100% i nie wymagała korekt. W drugą stronę również. I tak udało się poprawić Cayina, co wymagało nie lada cierpliwości, bo Chiński projekt, jakkolwiek dobry, nie zakłada postępu dłobaczo-DiYerskiego. Faktem jest, że teraz, choćbym chciał to do grania Cayinowego przyczepić się nie mogę. 



Poza zrobieniem najgenialszego DAC'a jakiego słyszałem i poprawieniu Cayina w sposób o którym nie spodziewałem się, że się da, Tomasz pokazał mi jeszcze jak należy tuningować kolumny, żeby grały. Finał zabawy jest taki, że wróciłem do domu, z kompletnie nieplanowanymi, za to genialnie grającymi kolumnami Grundig, które po przyjeździe do domu, zamiast na podstawkach wylądowały u mnie na biurku, zastępując mi pierdzifony, które kiedyś uważałem za hajend...Musiałem być na niezłym haju.



Na koniec dowiedziałem się, że i mój wzmacniacz "coś tam potrafi" i że "jak na tranzystor to może być". Mam wysłać płytki z polutowanymi elementami, więc pewnie długo pojawi się nowa wersja FCL'a, tym razem z lampizacją Citrone w stopniu pierwotnym i tym samym p. Tomasz całkowicie wybije mi z głowy zabawy z lutownicą. Nie mam nic przeciwko temu, ponieważ, jak pewnie niektórzy pamiętają, zabrałem się za to, bo nikt nie chciał zrobić tego co było mi potrzebne wg. moich wytycznych. Musiałem więc sam się tym zająć. Teraz jak widać już nie muszę, bo jest ktoś, kto nie dość, że robi to lepiej, to jeszcze dokładnie tak jest potrzeba. 



Poza samymi zabawami z lutownicą, zdarzyło nam się wyjść połapać ryby (a raczej mikrusy), co zostały uwiecznione na rycinie rencami mojej małżonki. Mimo tych krótkich przerw w pracy właściwej udało się dojechać do szczęśliwego końca wycieczki. Nie spodziewałem się aż takich atrakcji, tak samo jak odpływu gotówki. Jakkolwiek usługi Tomasza drogie nie są, 6 dni po 16 godzin pracy, trochę mnie kosztowało. Nie żałuję jednak ani grosza jaki poszedł na zabawę.

Jeśli kogoś interesowały by ceny, to musi się już dowiadywać u źródła. Ja wiem ,że za te usługi u innych macherów płaci się sporo więcej. Naprawdę wóz siana więcej...

piątek, 15 sierpnia 2014

Hifiman HE-500


Hifiman to stosunkowo świeża firma, założona w roku 2006 w Nowym Jorku, przez Pana Fang Bian. Ich słuchawkowy arsenał opiera się głównie na konstrukcjach planarnych, mając w ofercie tylko jeden model dynamiczny, a mianowicie HE-300.

Opisywany przeze mnie model to następca cenionego i lubianego na naszym krajowym podwórku modelu HE5LE. Opinie na całym świecie bardzo pochlebne, olbrzymia liczba zadowolonych właścicieli oraz bardzo solidna, metalowa konstrukcja. Wygląda to bardzo obiecująco, a jak jest w rzeczywistości? O tym poniżej.


IN THE BOX


Słuchawki przychodzą do nas w bardzo ładnym pudełku średniej wielkości, zamykanym na zamek. Z zewnątrz robi to bardzo miłe wrażenie, pudełko swoje waży, jest wykonane solidnie i estetycznie.


Niestety, kiedy je otworzymy, uderza w nas trochę inny świat. Pudełko jest wyłożone twardą pianką, sprawiającą wrażenie taniości, bardzo łatwo się kurzy i brudzi, a wszystko dopełnia jakże wspaniała woń made in china.
A cóż możemy w tym pudełeczku znaleźć? Jest tego trochę : Słuchawki, kabelek zakończony jackiem 6.3mm (niestety, brak zbalansowanego kabla w zestawie) , 2 pary padów (welurowe oraz ze sztucznej skóry - niestety, wyjątkowo kiepskiej jakości), najbardziej tandetny i tani woreczek jaki w życiu ze słuchawkami widziałem, instrukcja, oczywiście w krzaczki, oraz bardzo miłe zaskoczenie, wtyki do kabla diy - brawo, pierwszy raz się z takim czymś spotykam, wywołały one we mnie bardzo pozytywne emocje. 


 OUT OF THE BOX

Pierwsze wrażenie - Hifimany są ciężkie, na prawdę ciężkie, z wagą ponad pół kilograma lokują się wśród najcięższych słuchawek dostępnych na rynku. Wykonanie jest przednie, w pełni metalowa konstrukcja, bardzo solidnie spasowana i poskładana, bez żadnych dziwnych dźwięków czy trzasków. Opaska na headband jest wykonana ze skóry (czy z prawdziwej to już nie jestem tego taki pewien, w każdym razie sprawia dobre wrażenie, tutaj nie mam absolutnie żadnych obiekcji). Pady standardowe niestety pozostawiają sporo do życzenia przy tej półce słuchawek, chociaż te welurowe da się jeszcze wytrzymać. Ja w mojej parze zastosowałem pady od Brainwavz hm5, przez co znacząco zyskuje wygoda oraz ogólny odbiór słuchawek. 

ON THE HEAD

HE-500, mimo swojej znacznej wagi, są wygodne, oczywiście jeżeli wymienimy pady. Są dobrze wyważone, siedzą na głowie pewnie i mocno, docisk jest odpowiedni. Headband leży na głowie przyjemnie, nie uciska, pady od hm5 są bardzo miękkie i zakrywają całe ucho. Nie należy jednak zapominać o wysokiej wadze samych słuchawek, przez co na pewno niektórzy mogą mieć problem z wysiedzeniem w nich przez parę godzin z rzędu. U mnie całe szczęście ten problem nie występuje, nie są one może tak wygodne jak hd800 czy beyerdynamiki, ale jest jak najbardziej w porządku


THE SOUND
Chciałbym zaznaczyć, że moja para hifimanów ma założone pady od hm5, które brzmienia w tym przypadku nie zmieniają, lecz korzystam również z customowego kabelka OCC od Miłosza, w torze zbalansowanym.


Do testów użyłem:

DAC : NAD M51, Musical Fidelity M1DAC
AMP : Little Dot MK VI+, Musical Fidelity M1HPA
Słuchawki : Sennheiser HD800, Hifiman HE5LE (modowane), Beyerdynamic T1
Hifiman HE-500 to trudne do oceny słuchawki, ponieważ ciężko uzyskać na nich typowo ambitny odsłuch, doszukując się kolejnych składowych brzmienia. Od razu powiem, że najbardziej rzucającą się w uszy cechą tych słuchawek, jest muzykalność. Słuchawki dają olbrzymią frajdę z odsłuchów, sprawdzą się w każdym typie muzyki, zarówno przy dobrych jak i przy tych gorszych realizacjach.
Ale po kolei...
Dół jest zarysowany grubą linią, jest go w odpowiedniej ilości, w żadnym wypadku nie dominuje nad resztą, ale jest bardzo obecny, obszerny i duży. Jest podobny do tego z Audeze, nasycony, gęsty i masywny, a przy tym jest dobrze kontrolowany, schodzi bardzo nisko i ma świetny impakt. Dobrze różnicuje basowe instrumenty, dając dobry wgląd w poszczególne faktury i barwy. Jest to niewątpliwie bardzo mocny punkt, ale nie najmocniejszy, bo tym jest...
Średnica. Co tu dużo mówić, płaska jak stół, bez absolutnie żadnych dołków ani peaków, a przy tej całej neutralności jest świetnie nasycona, wypełniona i intymna, typowo ortodynamiczna. Męskie wokale mają dużo masy, gitary są nasycone i pełne. Brzmienie średnicy jest bardzo naturalne i pełne, absolutnie nie ma tutaj odchudzenia lub wyostrzenia, tylko analogowy, gładki i bardzo wyrafinowany dźwięk, który buduje niezwykle muzykalny i przyjemny klimat. Na średnicy dzieje się bardzo dużo, lecz nie jest ona taka detaliczna jak we flagowych dynamikach. Niewątpliwie to są słuchawki do przyjemnego odsłuchu naszej ulubionej muzyki, nie patrząc na to jak jest zrealizowana,  aniżeli do monitorowania - do tego przydałoby się więcej detalu, którego aż tyle tutaj nie usłyszymy.
Całość dopełniona jest górą, która jest łagodna i absolutnie nie kująca. Nie jest ani jasna, ani ciemna, ma odpowiednie rozciągnięcie. Rozdzielczość jest na wysokim poziomie, nic się nie zlewa, wszystko jest dobrze kontrolowane, a separacja jest bardzo dobra. Góra ma lekko złotą barwę, podobną do tej z T1, sprawia ona przez to wrażenie lekko ciepłej i szlachetnej. Nie uświadczy się tutaj latających żyletek, czy też koca, jest tak jak powinno być, jedyne czego jej brakuje to trochę lekkości i detalu, ale to by się kłóciło z ogólnym charakterem samych słuchawek.

Scenicznie he-500 prezentują się dobrze, jest to granie przyzwoicie szerokie i głębokie, chociaż tutaj na pewno nie zbliżają się nawet do hd800. Źródła pozorne są bardzo duże, dobrze zarysowane, holografia jest bardzo dobra, a separacja na najwyższym poziomie. Ponownie, brakuje trochę lekkości i zwiewności, ale w zamian mamy czarne tło, dobrze poukładaną scenę oraz intymny klimat. Niewątpliwie są one bardziej przestrzenne niż ich bezpośredni konkurent od Audeze - LCD2, z resztą, he-500 całościowo odebrałem jako połączenie Lcd2/3 i najlepszych dynamików.

 Hifimany HE-500 to świetne słuchawki, tworzące bardzo muzykalny i spójny przekaz, z dużą dozą naturalności i bez śladu wyostrzenia albo zamulenia. Idealne nauszniki do słuchania słabszych realizacji, bo wiele wybaczają, a ich gładkość i nasycenie powodują częsty uśmiech na twarzy. Słuchawki jakby próbowały wykrzyczeć "wszystko dla muzyki!", i myślę że jest to idealne określenie na to, jak grają. Bez ściemy, bez prób bycia czymś więcej, niż typowo relaksacyjne i przyjemne w odbiorze słuchawki.



Jeżeli szukacie słuchawek dających mnóstwo frajdy z odsłuchów, o naturalnym, energicznym i pełnym dźwięku, które nadadzą się do każdego typu muzyki, nie robiących tego kosztem naturalności i rozdzielczości dźwięku, to nie przychodzi mi do głowy lepszy kandydat, niż hifiman he-500.

Za wypożyczenie słuchawek gorąco dziękuje Comptonowi, a za zakup mojej pary dziękuje Kuropowi z wrocławskiego oddziału mp3store.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Sennheiser HD800 - Spojrzenie innym uchem

Zabawnie się złożyło, że wraz z Miłoszem kupiliśmy hd800 w niewielkim odstępie czasu, przyciągnięci przez przeogromny wieczny hype na ponoć najlepsze dynamiki od Sennheisera.

Sam nieraz walczyłem ze sobą czy by ich nie zakupić, ale za każdym razem (a było takich razów dwa) przegrywały z moją  ówczesną referencją - Beyerami T1. Z biegiem czasu zaczynam żałować zbyt pochopnej opinii,  jaką sobie na temat sennheiserów wyrobiłem, co niestety było spowodowane zbyt krótkim odsłuchem oraz wyraźną ekscytacją drugiego niemieckiego flagowca, Beyerdynamic'a.




IN THE BOX

Osiemsetki przychodzą w ciekawym stylistycznie pudełku o słusznym rozmiarze, nie ma u Niemców miejsca na ordynarne pakunki, jak w przypadku produktów pewnej (H)amerykańskiej marki, składającej swoje zabawki na Brooklynie.
Pod zewnętrzną warstwą czeka na nas pudełko, bardzo podobne do tego, które dostajemy w starszych modelach, takich jak hd600 czy hd650. Różni się ono jednak rozmiarem, kolorem i materiałem użytym w środku.
Ja, jako osoba chorobliwie niecierpliwa, nie napawałem się jednak zbyt długo zewnętrzną otoczką pudełka, gdyż to, co mnie na prawdę intrygowało, czekało w środku, a czekało mnie coś takiego:
Pierwsze wrażenie - wow, nie jest to może nowe oppo lub stare rewizje audeze, ale sprawia to bardzo przyjemne wrażenie i nie wprowadza jakichkolwiek wątpliwości, że mamy do czynienia ze sprzętem najwyższej próby.

OUT OF BOX

No dobra, ale nie zwlekajmy zbyt długo, pora wyjąć zabawki i trochę je pomacać, a tu zaczyna się prawdziwa zabawa...


Słuchawki są lekkie, jak na swój niestandardowo duży rozmiar, a wrażenie jakie nam towarzyszy przy pierwszym kontakcie jest kapitalne. Nic nie trzeszczy, plastik użyty przy ich budowie jest najwyższej jakości, obicie headbandu i padów sprawia przemiłe wrażenie. Co ciekawe, pady są wyraźnie płytsze niż się to przyjęło na obecnym rynku, ale obawa przed kiepskim komfortem znika momentalnie, gdy tylko założymy słuchawki na głowę.

Kabel wykonany jest bardzo dobrze, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że żaden kabel fabryczny, z którym miałem do czynienia nie wywarł na mnie aż tak dobrego wrażenia, jest miły w dotyku, konektor jest duży i nawiązuje stylistyką do samych słuchawek, chociaż konektory są wyjątkowo unikalne, i na próżno szukać innych słuchawek, korzystających z tego samego rozwiązania.

ON THE HEAD

Komfort. Olbrzymi komfort. Słuchawki siedzą na głowie wyjątkowo przyjemnie, nic nie ciśnie, nic nie gniecie, waga rozłożona jest wzorowo, dzięki czemu można w nich przesiedzieć nawet calutki dzień bez absolutnie żadnego dyskomfortu.
THE SOUND 

Przyszedł czas na najciekawszą część testu, czyli na odsłuch, do którego użyłem:

Musical Fidelity M1DAC / NAD M51
LittleDot MK VI+ / Musical Fidelity M1HPA
Hifiman HE-500, Beyerdynamic T1
Pierwsza rzecz która rzuciła mi się w oczy (uszy) była szybkość. Osiemsetki są piekielnie szybkie, szybsze nawet od T1, które są z tej cechy znane. Rozdzielczość jest wzorowa, a te dwie cechy powodują, że dostajemy pełną kontrolę nad materiałem muzycznym, dźwięk jest trzymany za mordę i nie ma mowy o jakichkolwiek luzach. 
Bas jest oddany bardzo naturalnie, ilościowo jest to ideał, ma nieskończoną ilość faktur i tekstur, sięga najniższych rejestrów z wyjątkową łatwością, a kontrola jest wybitna. Słuchawki nie koloryzują tego zakresu nawet w najmniejszym stopniu, starając się oddać go z wyjątkową naturalnością i realnością. Brakuje mu trochę wypełnienia i masywności najlepszych konstrukcji planarnych, lecz tutaj celem była bardziej kontrola, aniżeli soczystość i efektowność.

Średnica gra pierwsze skrzypce, rewelacyjnie łącząc wybitną rozdzielczość z wypełnieniem. HD800 nigdy się nie gubią, ile by się w utworze nie działo, a przy tym środek jest dobrze wypełniony i nasycony, podając męskie wokale z należytą wagą i dobitnością. Środek pasma jest lekko zaokrąglony, absolutnie nie gubiąc przy tym rozdzielczości, co pozwala uzyskać bardzo przyjemny i muzykalny przekaz, o pięknie uchwyconej tonacji, naturalnej barwie i wyjątkową gładkością. Dzięki temu osiemsetki są bardzo dojrzałe, bogate brzmieniowo, co docenia się dopiero po dłuższym obcowaniu ze słuchawkami, ale jak już docenimy, to dostajemy w zamian kompletny dźwięk z najwyższej półki.
Środek łagodnie przechodzi w górę, która sama z siebie jest raczej jasna, obłędnie szybka i rozdzielcza. Talerze nigdy się nie zlewają, kobiece wokale nigdy nie tracą kontroli, a pójście na prawdę bardzo wysoko, nie jest dla sennheiserów żadnym problemem. Trzeba tylko uważać z głośnością, bo przy wyższych poziomach, podając im słabą realizację, możemy sobie zrobić kuku, jako iż hd800 są bardzo niewybaczające. Helloween to kara, jak zespół lubię, tak po prostu nie dało się tego słuchać, a jak przekręciłem wzmaka o parę kresek dalej, to robiło się naprawdę  przykro. Warto przy ich zakupie pomyśleć od razu o alternatywnej parze słuchawek, które posłużą nam przy gorzej zrealizowanej muzyce, bo tutaj hd800 niestety zawiodą. 
No dobra, ale co się stanie jeżeli podamy im dobrą realizację? Stanie się dużo, ale tutaj już można o tym mówić w samych superlatywach. Flagowiec Sennheisera, jak żadne inne dynamiki, potrafią uchwycić barwę instrumentów, przekazać wszystko z wyjątkową precyzją i kontrolą, oraz podać nam ten niesamowity wokal, co do którego muszę poświęcić chwilkę..

Bardzo ciekawą umiejętnością hd800 jest wyjątkowa łatwość w wypychaniu wokalu do przodu. Nie ma tutaj uczucia, że wokal wgryza się pod czaszkę, albo że znajduje się gdzieś nad nami. Zawsze jest on zlokalizowany na przeciwko, a jako iż źródła pozorne są pokaźnych rozmiarów, słuchawki te grają trochę jak zestaw stereo. Cały przekaz jest podawany z przodu, z pewnej odległości od słuchacza, a pojedyncze elementy składowe, dzięki rozmiarowi, sprawiają bardzo naturalne wrażenie. Holografia jest bardzo dobra, jest co prawda trochę słabsza niż w T1, ale nie znalazłem jeszcze nauszników, które do Beyerów by pod tym względem dorastały.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na rozmiary sceny. Jest ona olbrzymia, szerokość jest ponadprzeciętna, a głębokość jest praktycznie nieograniczona. Powoduje to bardzo zwiewny przekaz z olbrzymią ilością powietrza i o świetnej separacji, chociaż dzięki bardzo dużym źródłom pozornym jest w tym graniu też sporo masywności i potęgi. 
Jeżeli chodzi o detaliczność, to hd800 są w ścisłej światowej czołówce. Usłyszymy na nich wszystko, wyciągają drobne smaczki z dużą łatwością, ale robią to z przyjemną manierą i szlachetnością, dzięki czemu odsłuch nie robi się na długich dystansach męczący.
Sennheiser HD800 to najlepsze dynamiki jakich miałem przyjemność posłuchać, dźwiękowo to światowa ekstraklasa, a bajeczne wykończenie i fantastyczny design podsuwają słuchawki bardzo blisko w stronę ideału.
Skierowane są one jednak zdecydowanie ku świadomym odbiorcom, ich klasę i charakter trzeba docenić z czasem, dać im parę szans, nie zrażać się pierwszym odsłuchem.  Jeżeli przez to wszystko przebrniemy - dostaniemy produkt praktycznie kompletny, przy którym nie będziemy się zastanawiać, na co wydaliśmy tyle zielonych.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Sennheiser HD800

W drodze odrabiania zaległości, trafiły do mnie na biureczko słuchawki flagowe Sennheiser HD800. Jak widać na powyższej rycinie, numerek świeży, więc pewność, że to najwyższa rewizja. A niestety ze świata i okolicy świata, dochodzą niusy, że poprzednie rewizję obsysają po całości. W związku z tym, że środek wakacji (a raczej ich większa połowa już za nami), w internetach zapanowała moda na pisanie bez sensu, bez zachowywania składni ani ciągu logicznego w zdaniach. Pojawiło się też sporo nowych słów, których za cholerę w słowniku znaleźć nie potrafiłem. Próbowałem coś w tej nowomowie napisać, ale poległem z kretesem. Dlatego, droga Gimbazjo (nie, nie, to nie do wszystkich, tylko do wybranych), dzisiaj znowu będzie trudno, bo po polsku.

Testów HD800 w internecie od groma, można by powiedzieć, że z HD800, jest jak z jedną Anastazją - każdy je miał. Po co więc pisać o czymś, czego wszędzie pełno? Tak na serio to nie wiem, ale obiecałem kilku osobom, że jak je już kupię to i tekst popełnię. No to popełniam.

Jak podaje Wikiphonia, HD800 są już z nami od 2009 roku, kiedy to na stanowisku flagowca zastąpiły model HD650, który nie został jednak wycofany z produkcji. Ot po prostu jest 150 numerków wyżej. Sennheiser zerwał tym modelem z dotychczasowym wzornictwem i ze słuchawek przypominających babcine nauszniki z wełny, pojawiły się hełomofony rodem ze Star Trek. Muszę się przyznać, że wg mnie to najładniejsze słuchawki jakie widziałem. Za sam wygląd są już warte połowę swojej ceny. I audiofilizm nie ma tu nic do rzeczy. To jest dzieło sztuki użytkowej. Idealnie wyważone, piękne i niesamowicie wygodne. HD800 wyposażono w 53mm driver o impedancji 300Ohm i skuetczności 102dB (1kHz, 1V). Niby 300Ohm, ale skuteczność powoduje, że po podpięciu do FIIO X5 grały lepiej niż przyzwoicie. Ani problemów z głośnością ani z wysterowaniem. Gdyby nie wielkość i fabryczny kabel o dł. 3m można by się pokusić o wyjście w nich z domu. Bo faktycznie wygoda sprawia, że łatwo się zapomnieć, że mamy coś na głowie. 

Po przeczytaniu większości recenzji pojawił mi się obraz słuchawek pełnych sprzeczności, taki typowy miks oczekiwań recenzentów i ich gustów, z koniecznością napisania dobre recenzji, bo przecież słuchawki od dystrybutora, który może się obrazić. Moje pierwsze dni z nimi nie były specjalnie obiecujące. Słuchawki kupiłem używane (tak, znowu nie znalazłem firmy, która zechciałaby mi je wypożyczyć do recenzji), więc do efektów sonicznych musiałem dołożyć efekty zapachowe, ponieważ poprzedni właściciel, wzorem psa-strażnika, bardzo intensywnie zaznaczył na nich zapach swoich ulubionych wód kolońskich i perfum. Mnie niestety wszystkie intensywne zapachy strasznie przeszkadzają, więc pierwsze kilka dni głowa bolała mnie na samą myśl, że będę w nich siedział. Zapachu nie udało mi się do dzisiaj wywietrzyć, udało mi się za to nauczyć się go w pewnym stopniu ignorować. Dopóki nie wymyślę jak się tego pozbyć całkowicie, niestety będę cierpiał słuchając tych słuchawek.
Słuchawki podłączam do 2ch zestawów stacjonarnych (FCL + ES9018 oraz CitroneDAC + Cayin HA1A) oraz do jednego mobilnego (FIIO X5). Początkowo podłączałem do FIIO jeszcze wzmacniacz E12DIY, ale z pominięciem tego wzmacniacza, HD800 grają zdecydowanie lepiej. 
Obaliłem sobie przy tym kilka krążących o HD800 opinii:

- HD800 to słuchawki analityczne, nie angażujące.
HD800 to słuchawki bardzo rozdzielcze. Bardzo analityczne. Dostarczające szczegóły garściami. Ale w żadnym wypadku nie są nie angażujące. Wręcz przeciwnie - ta ilość detali którą dostajemy, powoduje, że aż chcemy się zaangażować w ich odbiór. Mnogość faktur różnych dźwięków, elementy dotyczące samych realizacji, czy instrumentów, sama technika gry na instrumencie, to wszystko składa się na analityczną całość. 

- HD800 to słuchawki suche i bez emocji.
Bzdura. Dzięki ilości detali zawartych w reprodukowanym nagraniu, docierają do nas całkiem nowe emocje, smaczki. Wielokrotnie podczas odsłuchu znanych sobie utworów, uśmiechałem się, zdając sobie sprawę, że słyszę coś po raz pierwszy. A miałem do tej pory wiadra słuchawek uchodzących za analityczne. Także emocje są, bo sposób podania tych smaczków różni się od typowego analitycznego przekazu. Nie mam ich podanych na dłoni. W trakcie słuchania po prostu akcent pojawia się w innym miejscu niż zazwyczaj, dzięki temu zwracamy uwagę na inne rzeczy. Nie są to też słuchawki do wszystkiego. Zdecydowanie lepiej sprawdzają się w muzyce spokojnej niż w jazgocie. Taki Helloween jest na nich kompletnie niestrawny, podczas gdy płyty Możdżera to najlepsze co mogło się trafić. Przy nich zamykam oczy i odpływam w muzykę.
- HD800 to słuchawki trudne do napędzenia
Kolejne nie. Wprawdzie potrzebują sporo prądu, i na niektórych systemach przy wyższych poziomach włącza im się jazgot, to są też i takie zabaweczki jak wspomniane wcześniej FIIO X5, które dają im radę, pomimo braków w elektrowni. Natomiast kluczowy jest dobór materiału. Jak przeczytałem, że jakieś Szatańskie wyziewy odtwarzane z Youtube zabrzmiały sucho i jazgotliwie to śmiechłem :) Przecież one właśnie tak brzmią. 

- HD800 mają mało basu
W sumie to prawda, bo w takim Marillion, nie wykazywały tendencji do basowania. Ale też i kłamstwo, bo jak Zohar Fresco naparza w bębny, to aż mi się mózg przesuwa. Także, dla słuchających bezbasia - w HD800 nadal go nie będziecie mieli. Dla reszty - spokojnie basu jest dokładnie tyle ile trzeba.

-HD800 tną górnymi pasmami nawet najodporniejsze uszy
HD800 są piekielnie szybkie. To chyba najszybsze dynamiki jakie słyszałem. Pomimo podłączania ich do toru niezbalansowanego, nie zauważyłem jakichkolwiek zmuleń czy rozwlekłości. Dzięki temu wysokie tony sprawiają wrażenie idealnie wycelowanych pocisków. Nic nam też nie umyka, przykryte innymi dźwiękami. Więc jeśli w nagraniu coś słyszymy, to to po prostu tam jest i zostało zamaskowane. Idealne słuchawki do dobrych realizacji. Ale dzięki torom lampowym mamy szanse posłuchać też tych gorszych realizacji. Ładnie wygładzone krawędzie serwowane przez Cayina i Citrone, w połączeniu z rozdzielczością HD800 tworzą tercet praktycznie idealny.
- Scena i holografia w HD800 są jakieś dziwne
Sam tak kiedyś myślałem. Aż nie przyszła mi do głowy pewna analogia. HD800 mają taki sam sposób prezentacji jak 20m zestaw głośnikowy, jeśli staniemy tuż przed nim. Źródła dźwięku są po prostu ogromne, separacja również. Grają szeroko i zdecydowanie w pionie. Głębia jest dosyć ograniczona.

Balans tonalny jest zachowany. To najrówniejsze słuchawki spośród wszystkich dynamików jakich słuchałem. Są też najbliżej do słuchawek wykonanych w innych technologiach (elektromagnetycznych i planarnych). Nie gubią się jak dużo się dzieje w nagraniu, nic nie przysłania niczego. Wszystko mamy podane na tacy. Są po prostu świetne.

środa, 6 sierpnia 2014

Trzeźwy Audiofilofob. Znaczy Sierpień w pełni...


Od wczoraj jestem posiadaczem HD800, siedzę więc i słucham, za nic sobie mając dziwną pogodę za oknem. No bo niby fala upałów, a tu 17 stopni...Ale co ja tam wiem z moją podwórkową meteorologią. Sierpień się zaczął, a z nim przyszedł syndrom odstawienia u niektórych (u mnie na szczęście nie, ponieważ jestem niedoszłym pijakiem). Na forach zaczyna też widać objawy trzeźwienia u niektórych. Ale w sumie to ja nie o tym miałem. Recenzja HD800 oczywiście będzie, tylko foty pofocę, a dzisiaj znowu będzie o VooDoo. Szanowni koledzy biegają po internetach i szukają tematu, a tu na naszym podwórku cała masa twórców romantycznych się objawia. I tak nie dawno dowiedziałem się, że 

"Słychać, że FIIO X5 jest tańsze niż AK120 II"

Nie potrafiłem zrozumieć, o co w tym chodzi, aż dzisiaj, w poszukiwaniu dobrej recenzji HD800, natrafiłem na zdanie 

"Na zwyklejszym sprzęcie jest taka sobie i wtedy musi nam wystarczyć fakt, że dźwięk jest bardzo duży. Duży, ale nieszczególnie elastyczny. Ja w każdym razie innym na źródłach tańszych niż za kilkadziesiąt tysięcy złotych go nie słyszałem."

No i siedzę tak sobie, smutny, słuchając HD800 z FIIO X5, zastanawiając się czy nie skoczyć z okna, bo nie dość że mam taniego grajka, to jeszcze nie wiem czy kiedykolwiek usłyszę jak one potrafią zagrać dźwiękiem za kilkadziesiąt tysięcy. Ale, ale, nie dawno, miałem okazję posłuchać, a nawet porównać DAC za 33900 USD(tak33tyś zielonych papierów), z moim biedaDACiem, zmontowanego na płytce z jebaja, wyposażonego z skrzypiące części rodem z lat 70 ubiegłego wieku. Dość powiedzieć, że nie dość, że żałosna mina właściciela, próbującego zachować resztki godności, świadczyła, że ewidentnie ta konfrontacja popsuła mu humor, to jeszcze zacząłem sobie tworzyć w głowie listę rzeczy, które zgodnie z zasadą "wyjątek potwierdza regułę", są tańsze i w mojej ocenie lepsze. Po czym uświadomiłem sobie, że tak naprawdę, to reguła "droższe-lepsze" jest zagrożona. No bo po ostatnich aktualizacjach FIIO X5 i iBasso DX90 zaczęły niebezpiecznie okopywać się na pozycjach "best DAPów". K701, ze stajni AKG, po otwarciu bass portów i wymianie okablowania w moim prywatnym rankingu zrzucił z tronu K812. A CitroneTUBE DAC, który, umówmy się jest póki co szaraczkiem naszego rodzimego audio, pokonał lampizowane tuzy z którymi miałem do czynienia. Wychodzi na to, że średnia półka to jest właśnie to czego człowiekowi trzeba. Wysoka jest dla wielbicieli brzdęku monet (jedynie Money - Pink Floyd i to tylko w początkowej części zagrał na systemie za dolary lepiej niż na moim) i zjawisk paranormalnych. Ale i w dolnej półce cenowej znalazłem swoje "jednorożce". Takstar Pro80, to fenomenalne zamknięte słuchawki, które do pełni szczęścia potrzebują jedynie wymiany padów i okablowania. Do tego w cenie 299 pln dostajemy kuferek idealnie nadający się do noszenia HD800. Taki kuferek, i to bez słuchawek w komplecie, od Sennheisera, kosztowałby pewnie z 1000, zważywszy na ceny padów, headbanda czy głupich wtyczek do kabla słuchawkowego.

I tak sobie rozmyślając, że audiofilem już pewnie nie zostanę. Melomanem jestem, więc teraz pewnie będę jeszcze kolekcjonerem. Taka szajba...

czwartek, 31 lipca 2014

Czapki z głów - Citrone TubeDAC


To powinien być najkrótszy tekst z recenzją w moim życiu. I już na wstępie powinien zakończyć się jednym słowem - PETARDA! Tak, tak, Kryspin doskonale dobiera słowo do sytuacji, i jest to jedno z tych słów, bez których świat byłby uboższy. Kurde, o ile życie było by łatwiejsze, gdyby wolno było pisać jednowyrazowe recenzje. Dostajesz sprzęt i piszesz - Petarda, Geniusz, Kupa, Dżuma, Zwyrol. Na prawdę byłoby super. No ale skoro nie wypada robić jedno wyrazowych recenzji, to muszę być bardziej tradycyjny. Dzisiaj na tapecie nowość nad Wisłą. Citrone (nazwa firmy) Tube (nazwa technologi) DAC (skrót od dawać :D - że niby zajebiste odczucia daje). Nie lubię czytać tekstów konkurencji, przed napisaniem własnego, bo zawsze mogłyby mnie zmanierować. Tym razem nie miałem wyjścia. O Citrone trochę czytałem na blogu samego konstruktora, jednak dopiero p. Pacuła, z którym się prawie zawsze mam okazję nie zgadzać, swoim tekstem o Dolnoślązaku-Rolniku, prosto z Mazur, spowodował, że poczułem zachciałę spróbowania TubeDAC. Szybki mail, i dokładnie 48h po uzgodnieniu warunków, sprzęcicho stało u mnie na biurku. Historię p. Tomasza, jakże wspaniałą i burzliwą, wartą wielu książek beletrystycznych jak również tych z pod znaku kicającego zająca, spokojnie sobie wygooglujecie. Ja postaram się zająć samym DACiem. 

niedziela, 27 lipca 2014

Audiofilizmu poziom kolejny - Technoaudiofilizm


Ostatnio w dyskusjach obserwuję nową formę choroby audiofilskiej - Audiofilia Technologica Nervosa. Znaczy pościg za coraz droższymi klockami zrobił się passe, teraz kabel za 40tyś nie robi już na kumplach wrażenia. Teraz liczą się nowe technologie. Nanoboty in your face bjacz! Pierwszy raz zostałem zmieciony super-nano-jedwabnymi-włóknami w Denonach D7100, znaczy mamy uber-mikro robaczki, które z du..znaczy z odwłoku wypluwają nitkę grubości cieńszej niż struga moczu pająka! Ale to było jakiś czas temu i nie przeczuwałem wtedy techno-rewolucji w audiofiliźmie. Kilka dni temu przeczytałem o tym, że moje ukochane Lime Ears nie są już trendy, bo zbudowane są w przestarzałej technologii...W wyjaśnieniu padła informacja, że driver TWFK, użyty jako jeden z dwóch ma już 3 lata! Olaboga, toż to wieczność - właśnie Lime Ears przestały mi grać, bo to po prostu już niemodny staroć. Wczoraj dostałem kolejną straszną informację. Mianowicie poprzednia generacja słuchawek Grado, jest aż o 90% gorsza od aktualnej. Mr. Jonathan Grado powiedział w wywiadzie, że poprawili ponad 90% elementów względem poprzednich wersji. W tym jest teraz super mocny audiofilski klej. Mam wrażenie, że ktoś się tego kleju nawąchał, i wiedziony upojeniem zaczął pleść 3 po 3. Grado cenię za ich fundamentalizm i niechęć do zmian, a tu mamy super-techno-bełkot o poprawianiu drewnianego drewna i nylonowych membran.

Musisz mieć, Drogi Czytelniku, świadomość, że technologie używane dzisiaj w Audio, znane są w najgorszym razie od kilkudziesięciu lat(przetwornik armaturowy). I od tego czasu żadnego przełomu nie było. Jedyny przełom jaki ma miejsce, to ten zachodzący w biurach d/s marketingu tych wiodących technologiczny prym producentów. 

Oczywiście zostałem (znaczy była próba) sponiewierany, za swoją niewiarę w technologiczny przełom. Niestety mam wrażenie, że coraz więcej technologii kosmicznych będzie się pojawiało w prostym w założeniach sprzęcie do reprodukcji dźwięków. Już za jakiś czas doczekamy się sprzętu reprodukującego doskonalej niż muzyka na żywo. Ale nie martw się drogi czytelniku, jeśli różnic nie usłyszysz, mr. Grado stwierdził, że wytrenowanie w sobie umiejętności rozróżniania tych undamentalnych 90% zmian wymaga cyt. "Jedi-like" treningu. Więc jeśli nie jesteś tybetańskim mnichem, walczącym za pomocą niewidzialnych stworzeń zwanych Medichlorianami, nie masz się co wysilać - ta umiejętność dostępna jest dopiero na 10lvl w treningu audio-jedi-master.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Astell&Kern AK120 MK2 - czy faktycznie jest lepszy od AK120?


Mój supergrajek wszech czasów, AK120, doczekał się następcy, o przewrotnej nazwie AK120 II. Zaiste przepowiednie ludu błądziły w dziwnych rejonach przepowiadając sprzęt miliony o kolejnych numerach. Po AK240 miał nastąpić AK480, a po nim wielki przełom miał uczynić AK 960.Wszystkie kolejne miały być oczywiście przełomowe głownie od strony finansowej. A tu psikus, wracamy do starych nazw i dodajemy im kolejne marki (Mark II w tym wypadku). No dobra, czy to jednak nie jest kolejny skok na kasę jeleni, zwanych potocznie audiofilami (Audiophilus Jelenius Rogatus), tak tłumnie ustawiających się w kolejce po najnowszego super DAPa? Wszakże marka AK do najtańszych nie należy. 


AK120, wzorem całej rodziny AK, obudowę ma ze szczotkowanego amelinum, tutaj w kolorze srebrnym (podobno amelinum rozpoznaje się po tym, że się nie maluje...). Wykonanie urządzenia to ekstraklasa. Dość ciężki DAP w ręce sprawia  wrażenie sprzętu nader porządnego i solidnego. Do tego elegancja i poczucie luksusu. Niestety w moim odczuciu, AK120 (ten pierwszy, na Wolfsonie), jest dużo ładniejszy. Ma bardziej proporcjonalny wygląd, MK2 wygląda jakby ktoś go odwrócił do góry nogami, ewentualnie pomylił się przy montażu ekranu. Nie ukrywajmy, jest brzydki, może nie tak brzydki jak AK240 (ups, przepraszam, ekstrawagancki), ale nadal jest brzydki (znowu, przepraszam, ekstrawagancki). 


W AK120 II zrezygnowano z jednego z gniazd microSD, podwajając za to, nadal koszmarnie wolną, pamięć wewnętrzną. ZX1, który przyjmuje do swojej 128GB pamięci pliki z prędkością ok 13MB/s przy AK120/AK120II to prawdziwy sprinter (max 5,5MB/s). Kolejna różnica to 2,5mm wyjście zbalansowane. Ale, tutaj ciągle mam problem ze zrozumieniem. 2,5mm? serio? gdzie mają taki standard wtyczki zbalansowanej? W Dżabuti? W Pendżabie? Pytam GDZIE??? Bo nie dość, że małe, to super delikatne, ciężko dostępne. Nawet fapple nie miało jeszcze tak durnego pomysłu (no dobra, Lightning Phones to idiotyzm roku). 


No nic, już widzę wyłamane gniazda bo ktoś podpiął pod to 7em przejściówek żeby móc usłyszeć dźwięk na zbalansowanych Audeze czy HiFiMAN. Ale pomysł nie jest nowy, był już w superekstrawaganckim DAPie dla wybranych - AK240. Ileż ja się wtedy namordowałem, żeby w kiosku znaleźć jakiś durny kabelek z 4ro polowym 2,5mm jackiem. A potem poparzone paluchy i dziwnie zlutowany kabelek, tylko, żeby móc to porównać z HM-901. Tym razem zrezygnowałem. Po pierwsze, nie mam już żadnego DAPa zbalansowanego w kolekcji, po drugie, wiem jakie są różnice i jestem w stanie wyobrazić co będzie po podpięciu słuchawek we właściwy sposób.


AK120 II, przeciwieństwie do AK120 działa już pod kontrolą androida, co daje jakieś nadzieje na objęcie go programem walki z udziwnieniami producentów sprzętu. AK120 do dzisiaj nie doczekał się Rockboxa i pewnie się już nie doczeka. W AK120 II nadzieja jest, jako, że na adroida port już jest. Ale i autorski soft od AK bazujący na adroidzie nie przypomina już koszmarków z poprzednich modeli (AK100 i AK120). Teraz mamy większy wyświetlacz, więcej informacji, wyszukiwanie utworów i klawiaturkę ekranową. Słowem źle nie jest. Da się tego używać be bólu zębów. Do ZX1 ma jeszcze kilka kroków w zakresie interface, ale wiadomo, że pełny Android lepszy od kastrowanego. Także obsługa na 4 z plusem :) W AK120 II Zrezygnowano też z funkcji SPDiF DAC, kasując wejście optyczne. W sumie zrozumiałe, jako, że nikt jeszcze nie produkuje 2,5mm wtyczek optycznych. 


Z nie znanych mi do dzisiaj powodów AK120 nie działa w trybie USB DAC jeśli posiadamy złącze USB 3.0. Nikt nie wie czemu, poprawek nie wydać. Nie i już. Na szczęście już za 2 tysie więcej AK postarało się i USB 3.0. Dac gra, i robi to, trzeba przyznać świetnie. Ale maksymalnie w trybie 24/96. Już zapomniałem jak ten bajer jest przydatny. Super, że znów działa. Aaa zapomniałbym, DSD odtwarzane na AK120 II nie powoduje już zarżnięcia urządzenia. Po otwraciu pliki o próbkowaniu 5,6MHz AK120 II nadal dziarsko odpowiadał na naduszanie ekranu. AK120 niestety w tym czasie tylko grał, bo o naduszaniu czegokolwiek nie mogło być mowy. Oczywiście, jak się udało już zastopować utwór, urządzenie wróciło do życia.


No dobra, popaczylim(śmy), pomacalim(śmy) czas posłuchać. AK120 MK2 w stosunku do tego bez II w nazwie oparty został o 2 przetworniki CS4398, i dwa kompletnie osobne tory wzmacniacza. Czyli wreszcie mamy prawdziwe dualmono. Do tego, zupełnie jak poprzednik, pracuje w pełnej klasie A, a regulacja głośności jest czysto cyfrowa. Co to jest klasa A, nie mam teraz czasu tłumaczyć, dość, że jest to bardzo dobra rzecz dla zniekształceń i dynamiki (niskie zniekształcenia i wysoka dynamika). 


Do odsłuchów Kałacha z Pendżabu, wykorzystałem caluśki dostępny mi arsenał. I wnioski są dość ciekawe. Superkałach MK2 gra bardzo podobnie do poprzednika. Na szczęście nie ma tutaj aż takiego podbijania niektórych zakresów jak w AK240. AK120 jest jednak troszkę cieplejszy. 


Troszkę, tyci...Ale AK120MK2 jest znowu tyci, tyci lepszy w kreowaniu wysokich tonów i holografii. Lepiej też oddaje wszystkie efekty przestrzenne.Jest zdecydowanie głośniejszy (nie wiem czy mocniejszy też), średnio o 6 dB. Czyli jak gra? Ano gra lekko, bardzo rozdzielczo, jasno. Taki ZX1 ma tylko lepiej wypełniony dźwięk. Ale nawet wrażenie jasności i ciepła podobne. W skrócie gra póki co najlepiej z całej rzeczy słuchanych przeze mnie Astell Kernów, nieznacznie ustępując ZX1, za to potwornie go miażdżąc w kwestii mocy i możliwości napędzenia innych niż doki słuchawek.


Sprzęt do recenzji dostarczył mp3store.pl. Kupować, nie ociągać się. Bo nie będzie czego recenzować jak AK120 II nie zejdzie...