Dłuższa przerwa za mną, czas napisać kilka ciepłych słów. Sporo się w tym czasie wydarzyło. Pojawiły się w moim życiu słuchawki Stax (ponownie). Pojawiły się też głośniki, wprawdzie na razie tylko monitory bliskiego pola, ale coś czuję, że to nie koniec. Pojawiło się też całkiem sporo nowych i fajnych zabawek do testów i recenzji. Pojawiły się też Shure SE846. Słuchawki objawienie, potwierdzenie mojej tezy, że dzisiejszy wyścig za ilością przetworników upakowanych, niekoniecznie musi oznaczać walkę o dobro klienta. Słuchawki tanie nie są(4390 PLN), w tej cenie można już kupić słuchawki spersonalizowane, w tym CustomART Harmony8. Czy w takim razie wysoka cena, za 4-ro przetwornikowy produkt ma jakiekolwiek uzasadnienie?
Shure zadbało o to aby od momentu wydania pieniędzy na swoje słuchawki, klient nie miał wrażenia, że zapłacił zbyt wiele. Słuchawki zapakowane są w eleganckie opakowanie, w którym znajduje się twardy, wodoodporny case z przezroczystego ABSu. Wewnątrz mamy foremkę ze słuchawkami i mały mobilny futerał w którym znajdują się akcesoria.
SE846 są wyposażone w wymienne filtry, i nie jest to ten znany choćby z Phonaka system, w którym wkręcamy gwintowany trzpień w filtr, z nadzieją, że przetrwa operację wyjęcia. W przypadku Shure Filtry znajdują się w tulejce dźwiękowodu, którą należy wykręcić za pomocą dostarczonego klucza. Po tym mamy dostęp do samego filtra i jego wymiana jest już banalna. Na pewno nie skończy się tragicznym zejściem filtra. W zestawie są 3 filtry: czarny - warm, niebieski - neutral, biały - bright. Producent jednak troszkę przesadził, bo dla mnie neutral to biały, niebieski warm, a czarny dark/warm. Niemniej jednak najbardziej spodobały mi się niebieskie filtry. Na czarnych bas miażdżył czaszkę, i tych używałbym chyba tylko, żeby pokazać co potrafią drivery tych słuchawek.
Do słuchawek dołączono tipsy, pianki Olives, przejściówkę na Jack 6,3mm, adapter samolotowy, futerał przenośny, dodatkowy kabel. Zestaw bogaty, zawierający wszystko co jest potrzebne, a nawet więcej.
Jak więc widać, Shure dostarczył zestaw spełniający w moim przypadku, wszystkie wymagania. Są wszystkie wymagane dodatki, a same słuchawki są świetnej jakości. Materiały jak i jakość produktu od razu wskazują na produkt luksusowy, nie ma mowy o źle przyciętych punktach zgrzewu, krzywym montażu czy kiepskiej jakości materiałach. Wszystko jest tip-top.
Słuchawki delikatnie między sobą się różnią. W prawej słuchawce zwraca uwagę czerwony kolor elementu zawieszenia driverów. Na zewnętrznych driverach mamy "objawione" logo producenta i informację o generowanych częstotliwościach przez słuchawki. Znowu robi wrażenie.
Do odsłuchów wykorzystałem Odtwarzacz FIIO X5, wzmacniacz FIIO E12, telefon Blackberry Z10. Jako punkt odniesienia Lime Ears LE3SW.
Producent deklaruje, że SE846 to pierwsze słuchawki dokanałowe, mające prawdziwie subwooferowe brzmienie. I faktycznie, pierwsza rzecz jaka rzuca się w uszy, to bas. Nie jest to typ basu dla ziomali z krokiem na kolanie. To jest bas referencyjny. Od razu przyszły mi do głowy słuchawki magnetostatyczne. W pierwszej chwili mamy wrażenie niesamowitej miękkości basu. Takiego właśnie subwooferowego, ruszającego nogawkami i powodującego drżenie szklanek w babcinym kredensie. Nie brakuje mu przy tym żadnego elementu, który chcielibyśmy usłyszeć, jest więc super wypełnienie, genialny i szybki kickbas, niesamowita mnogość faktur. Słuchanie popisów Nathana Easta i jego gitary basowej to niesamowita frajda. Praktycznie z każdą przerwą w odsłuchach rósł mój poziom irytacji. Wniosek - słuchawki nie nadają się do słuchania pracy, bo ludzie przeszkadzający mogą stracić życie.
Wydawać by się mogło, że bas jest częstotliwością dominującą. I faktycznie, zwraca na siebie uwagę. Ale nie jest dominujący. To jest takie wrażenie jakie sprawia piękna kobieta, kiedy w pierwszej chwili widzimy zachwycający biust, a później dociera do nas, że nie dość, że ma piękne usta, oczy i figurę, ale i "wnętrze" również. Po chwili "rozmowy" z SE846 mamy właśnie takie wrażenie. Bas jest pełny i czarujący, ale cała reszta nie zostaje w tyle. Średnica jest wręcz czarująca. Na wielu słuchawkach wokal Easta wydaje się zbyt odchudzony. Tutaj brzmi wyśmienicie. W wokalu Waglewskiego, który potrafi zasybilizować na wielu systemach, znowu jest perfekcyjne połączenie szczegółowości z wypełnieniem. A do sybilizacji się to nawet nie zbliża. Największe wrażenie zrobiło na mnie wręcz brawurowe odtworzenie utworu A Home Away, Tuxedomoon. Podmuchy powietrza były fizycznie odczuwalne, ale nie zakrywały wokalu ani dodanych w utworze smaczków. Wszystko było wyraźnie słyszalne. Każdy pisk czy pyknięcie, których ten utwór jest pełen.
Góra w SE846 uderzyła mnie czytelnością. Nie ma żadnych przeostrzeń, nadmiernej konturowości, nieprzyjemności czy ziarnistości w brzmieniu. A mimo to wszystko jest piekielnie czytelne i wyraźne. Ma się jednocześnie wrażenie obłości krawędzi, przy zachowaniu niesamowitej czytelności i precyzji w generowaniu szczegółów. Żaden szczegół nie umknie, choć np. w przypadku szybkiej gry na hi-hat jest wrażenie wycofania.
Najbardziej słuchawki zaskoczyły mnie scenicznie. Oczekiwałem raczej mało zróżnicowanego scenicznie przekazu, takiego "na jedno kopyto". A tutaj ujawniło się właśnie bogate wnętrze tych słuchawek. I nie chodzi o szerokość sceny (która jest całkiem szeroka), ani o głębokość (której są niedostatki), a o olbrzymie zróżnicowanie utworów, oddawane perfekcyjnie. Inaczej poukładane są źródła w utworach Tatiany Okupnik, inaczej w nagraniach VooVoo a jeszcze inaczej w rockowym Alter Bridge. I każdy z tych "systemów" prezentacji źródeł został oddany perfekcyjnie. Różnice były ogromne, zmiany w ilości powietrza ustawieniu wokali, proporcji. Super, naprawdę super.
Izolacja w Shure zależy od zastosowanych końcówek. I tak, na silikonowych tipsach potrafi uciekać, jeśli zaaplikujemy je zbyt głęboko, na triflange jest super, ale znowu boleśnie. Najlepszy wybór wg. mnie to Shure Olives.Ja używam ich już od dawna, i jestem wiernym fanem.
Jak grają Shure w porównaniu do Lime Ears? Shure mają na pewno bardziej zróżnicowany bas. Nie boję się napisać, że lepszy. Chociaż wszystko jest względne, to nie tyle ilość co po prostu jego jakość i oblicza powodują taką a nie inną ocenę. Lime Ears mają za to bardziej zróżnicowane plany. Wyraźniej dzielą źródła względem odległości od słuchacza. Wokale są bliżej, instrumenty dalej. Ale znowu w Shure jest szerzej. Efekty przestrzenne są bardziej spektakularne. W Lime Ears wyraźniej zaznaczona jest też różnica wysokości źródeł.
Podsumowując Jeśli miał bym szukać analogii - Shure to takie LCD3 z dobrego toru. Lime Ears Staxy. Czyli dla każdego coś dobrego. Przy czym Shure ze swoją impedancją (9Ohm) będą sporym utrapieniem dla sprzętu. Z jednej strony skuteczne, a więc nie potrzebują mocnego sprzętu, z drugiej, będzie słychać sporo szumów, a sprzęt będzie mocno obciążony (pracuje na granicy zwarcia). Ale mimo wszystko Shure udowodnił, że nie trzeba fafnastu przetworników, wystarczy 4ry :) Miałem okazję słuchać AKR03 i te nie zrobiły na mnie tak dobrego wrażenia jak właśnie Shure. Z drugiej strony jeszcze nie wiem co potrafią takie Harmony8. A może one udowodnią mi, że się mylę?
Sprzęt do recenzji dostarczył mp3store.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz