czwartek, 4 września 2014
Kilimandżaro dwa - FIIO E11 z literką K na końcu
FIIO, które od pewnego czasu próbuje zawojować rejony sprzętu "droższego", nie zapomina o miłośnikach gadów, w tym w szczególności o posiadaczach najbardziej szlachetnego z węży, Węża Kieszeniowego. Walcząc o portfele hodowców, FIIO stawia na sprawdzone już zabawki, ale w nowej odsłonie. I tak po odświeżeniu całej masy sprzętu (odświeżenie nazwy polega na dodaniu literełki K na końcu, w sumie logiczne K jak koniec), przyszła kryska na Matyska i E11 doczekało się swojego K na końcu.
Nie wiem czy wszyscy mieli styczność z poprzednikiem, wersją E11 Kilimanjaro (czyt. Kilim-w-Mandżaro), ale był to sprzęcik o specyficznych walorach. Był całkiem mały, miał sporo mocy (jak na ciałko), i sygnaturę dźwięku określaną mianem "Szkoły FIIO". Szkoła FIIO to dość typowy dla Chińskich producentów sposób ocieplania wizerunku przez ocieplanie dźwięku. Coś w stylu Radzieckiej Armii pomagającej na Ukrainie w obronie praw człowieka. Mam wrażenie, że E11 całkiem spore grono nabywców uzyskał głównie niskiej cenie i całkiem sporym możliwościom wysterowania słuchawek. Znaczy był mocniejszy niż większość sprzętu do którego był podłączany, a to przecież w sprzęcie Entry-Level najważniejsze. Pomimo "solidnego" wyglądu, wewnątrz było to niestety chucherko, z kiepskawych elementów i niespecjalnie odporne na "stress testy" fundowane mu przez rodzimych Audio-Entry-Fili. Dowodem niech będzie fakt, że zdarzyło mi się wymieniać w E11 praktycznie każdy element narażony na zużycie mechaniczne (potencjometry, gniazda, przełączniki), nie jeden raz.
W E11K FIIO zapomniało trochę o tym, że produkuje tanie sprzęty i zaprojektowało go z rozmachem, omijając utarte standardy dezajnu, zarezerwowane dla sprzętu kosztującego poniżej 100$. Dzięki temu Kilimanjaro 2 wygląda świeżo. Na tle szarej i burej konkurencji wręcz oszałamiająco. Gniazda mamy po jednej stronie obudowy, potencjometr z przełącznikami po drugiej. Dzięki temu przy naprawdę kompaktowych wymiarach, nie ma problemów z regulacją głośności. Pomimo małych rozmiarów, zastosowana 1400mAH robi wrażenie. 16h pracy to więcej niż odtwarzacze, do których pewnie będzie podłączany, nie mówiąc już dzisiejszych na stałe przymocowanych do gniazdek.
Muszę przyznać, że trochę się obawiałem, że po podłączeniu do E11K słuchawek czar tego malucha pryśnie. Bałem się, że FIIO wpakowało stare E11 do nowej obudowy i wzorem naszych polityków odtrąbiło światu sukces. Na szczęście producent, w przeciwieństwie to rządzących, traktuje poważnie tych od których zależy wynik finansowy, i w środku są całkiem nowe podzespoły. Począwszy od gniazd, przez baterię, na samym wzmacniaczu skończywszy. Mamy tutaj pełny wzmacniacz dwustopniowy, który jako przedwzmacniacza używa OPA1642, a jako końcówki mocy AD8397. Odważny krok. Obawiałem się niestety, że mikre ciałko E11K nie poradzi sobie z zapotrzebowaniem na energię tych poważnych przecież wzmacniaczy.
Jako źródła do E11K użyłem FIIO X5, jako konkurencji FIIO E12 DIY. Słuchawki to Lime Ears LE3SW, Philips L2, AKG K701, Takstar Pro80.
Niestety część obaw się potwierdziła. Słychać, że sprzęt gra trochę matowo na tle E12 i niestety wynika to w głównej mierze z niedoładowania. Swojego E12 skonfigurowałem dokładnie tak samo jak E11K (OPA1642 + AD8397), więc do pierwszego porównania punkt odniesienia idealny.
Na szczęście nie są to poważne różnice i dzięki bardzo niskiej cenie, spokojnie można przymknąć na nie oko. E11K gra bowiem dokładnie odwrotnie niż się spodziewałem. Nie jest to ciepłe granie z wycofaną średnicą. Kilimanjaro 2 gra bardzo równo, delikatnie podkreślając skraje pasma. Nie ma mowy o wycofywaniu czegokolwiek. Wszystko jest na miejscu. Bas schodzi naprawdę nisko, ma niezłą fakturę i wypełnienie. Tutaj właśnie najbardziej słychać niedobory prądowe. Wiem jak te opampy potrafią zagrać, i to co robi E11K w najniższych rejestrach to jakieś 70% możliwości. Ale dzięki temu jest wrażenie lepszego napowietrzenia i większej lekkości w generowaniu dźwięku. W tonach średnich nie ma w sumie nic, czego można by się doczepić.
Zaskoczyły mnie za to wysokie rejestry. Niby brak im rozdzielczości, ale FIIO zastosowało sprytny zabieg, podciągając wysokie delikatnie do góry, jednocześnie wycofując najwyższą średnicę. Słychać, że góra się klei, nie przeszkadza to jednak, dzięki temu, że właśnie to "klejenie" jest w tym lekko wycofanym zakresie. Ten zabieg spowodował, że mamy wrażenie jakby E11K było lekko analityczne, chociaż analityczne wcale nie jest.
Scenicznie E11K ląduje dokładnie w środku pomiędzy X5 a E12. Tzn. w kwestii szerokości, bo niestety głębokością ustępuje większym braciom. Ale holografia jest już na naprawdę dobrym poziomie, źródła pozorne są dobrze identyfikowalne. Separacja jest na wysokim poziomie.
E11k to świetny produkt. Idealny kompromis pomiędzy ceną a możliwościami. Tym wzmacniaczem FIIO pokazuje, że da się zrobić nietuzinkowy produkt, o świetnym wyglądzie, dobrych parametrach za przysłowiową "czapkę gruszek"
Za wypożyczenie sprzętu dziękuję firmie audiomagic.pl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz