środa, 26 marca 2014

Ile wart jest dobry dźwięk? - Cube C30


Dzisiaj mam dla Was małe zaskoczenie. Kolejna recenzja sponsorowana wyłącznie przeze mnie :) Tym razem jednak nie będzie to DAP o napędzie subatomowym, zbudowany ze szczerego złota. Tym razem będzie to Cube C30, klon Nationite N2 i HiSound Rocco A. Urządzenie na licencji BBE, firmy od lat zajmującej się optymalizacją cyfrowych źródeł dźwięku, w celu uzyskania jak najlepszej jakości. No i Cube C30 jest podobnież jedynym chińskim grajkiem wyposażonym w silnik tejże firmy. W co poza tym jest wyposażony Cube? W procesor Sigmatel 3770 (dokładnie ten sam co w StudioV od HiSound Audio), wzmacniacz Maxim Max9722, gniazdo kart microSD i 4GB wewnętrznej pamięci. A to wszystko za przerażające 48,99$, plus koszty wysyłki i kara dla Urzędu Celnego. Wyglądu urządzenia oceniał nie będę. Sami widzicie, czy się podoba czy nie. Dla mnie co się ma świecić, się świeci, a co ma być matowe, też się świeci...



W pudełku, bardzo eleganckim, muszę przyznać, znajdziemy kabelek do synchronizacji przez usb, ładowarkę, instrukcję po chińsku i słuchawki douszne, które, jak stwierdziłem ze zdziwieniem - grają! I to w sumie tyle na temat akcesoriów. Zestaw typu dokładnie minimum. Ale też nic nie brakuje, więc i nie ma specjalnie o czym pisać. Urządzenie dostałem prawie naładowane, więc nie czekałem na nic więcej, i od razu je uruchomiłem. W urządzeniu producent pozostawił 3 utwory mp3 w celu demonstracji możliwości urządzenia. Radzę to od razu skasować. Demonstruje szumy i miauczenie jakieś. Oj ciekawy byłem co toto potrafi. Po uruchomieniu przeżyłem lekkie deżawi...menu już skądś znane. Tiaa, HiSound Studio V. Znaczy będzie upiornie...I niestety jest. Domyślnie zamiast ludzkiego języka mamy wschodnie domki, i nic z tym nie da się zrobić, po prostu trzeba się nauczyć, gdzie się zmienia język na angielski. Na szczęście urządzenie jest stabilne, więc resety i przywracanie domyślnych ustawień nie grozi nam zbyt często. Podczas buszowania po menu zdziwiło mnie bardzo, że tak naprawdę C30 jest wyposażony w odbiornik FM i dyktafon. Łaaał, tylko po co? Aaaa, wiem, WojtekC, wspominał nie dawno, że AK100 jest do dupy, bo nie ma radia. Znaczy C30 do dupy już nie jest, bo radio ma. I nawet łapie fale, da się posłuchać. Tylko nie wiem po co...bo jakość fatalna.



Ergonomia i konstrukcja menu, to koszmar, dokładnie taki sam jak w HiSound Studio. Już wolę toporne i siekierą ciosane menu w HM-901. Chociaż tak naprawdę to nie wolę żadnego z nich, bo użytkowo to koszmar nad koszmary. Zupełnie jakby projektanci z poza europy uznali, że audiofil to asceta i pustelnik, który musi pokutować. No dobra, ale w końcu da się ustawić wszystko na czym nam zależy, włącznie z zegarkiem, z którego korzystanie wymaga rolki plastra i wody utlenionej. Masakra. W tym momencie mała dygresja. Całkiem mocno rozbudowane jest menu BBE, w którym możemy skonfigurować wszystkie ustawienia tego silnika(procesora) dźwięku. Delikatnie rzecz ujmując, możemy doprowadzić do prawie każdej skrajności w odtwarzaniu dźwięku. Ale możemy też, umiejętnie sterując 5cioma parametrami, doprowadzić do sytuacji, kiedy przynajmniej w moim przypadku, powiemy - Wooow, to naprawdę potrafi grać. Co więcej, to ma całkiem sporo mocy, jak na taką pastylkę (130mW przy 32Ohm).



Do C30 podłączyłem sobie Lime Ears LE3SW, AKG Q701 (a co!), i Tascamy, które pewnie niedługo też opiszę. Jedyny niepokojący fakt to znikająca w oczach bateria. O tak, im większe słuchawki, tym krócej się pobawimy. A C30 nie umożliwia niestety słuchania w trakcie ładowania (sic!), więc, mniej więcej co 5 godzin, mamy przerwę, tak na oko 2 godziny, na naładowanie. Jeszcze jedna mała dygresja. C30 nie pamięta (wybiórczo niestety) ustawień po włączeniu. Tzn. Jeśli dokonamy konfiguracji modułu BBE, to tą konfigurację zapamięta. Nie zapamięta jednak czego słuchaliśmy i czy BBE było włączone. A niestety z wyłączonym BBE to jest chyba najmniej ciekawy player z jakim miałem do czynienia. Także, po włączeniu urządzenia, pędzimy do menu, aby włączyć sobie BBE, następnie szukamy czego chcemy posłuchać i lecimy. Na pewno mocno  zdziwiony jestem, że C30 poradził sobie z Q701. Fakt są one zmodowane, jednak pomimo tego, ten fakt i tak jest zaskakujący i godny podziwu.



Cube C30 gra bardzo dobrze. Patrząc przez pryzmat ceny, gra wręcz rewelacyjnie. Genialnie. Ważne, żeby nie zapomnieć o silniku BBE, który jest tutaj największą wartością dodaną. Dźwięk jest dynamiczny, scena ma doskonale poukładane plany. Tonalność, z racji możliwości konfiguracji silnika, może się zmieniać od bardzo liniowej do mocno funowej V-ki. Tak naprawdę to regulacja jednego parametru, już po włączeniu silnika (BBE Freq), a bardziej maksymalne jego obniżenie, wyrównuje nam pasma. Pozostałe parametry porafią już tylko popsuć, więc pozostawiłem je w ustawieniu domyślnym. Dzięki temu głośność 20, na skali do 31, w przypadku Q701 i 12 w przypadku Lime Ears to już naprawdę komfortowo głośno.



W brzmieniu C30 tak naprawdę najbardziej zaskoczyła mnie rozdzielczość i dynamika (BBE on). Faktycznie na Q701 nie ma tego efektu, który jest na Cayin HA-1A czy choćby na HM-901, a mianowicie uderzenia fali dźwiękowej przy najniższym basie, które bardzie czuć niż słychać, mimo to odsłuchy tego zestawu nie są jakimś specjalnym umartwieniem z naszej strony. Jest bardzo dobrze. Do ideału brakuje niewiele. Przy wyższych głośnościach (od 25) czuć, że player zaczyna tracić rezon i zaczynają mu się zadyszki. Nie miałem jednak kompletnie potrzeby słuchać tak głośno. Na koniec muszę też zaznaczyć, że C30 delikatnie szumi. Słychać to oczywiście tylko na IEMach, ale jednak szum jest słyszalny. Nie obsługuje też poprawnie 24bitów(zupełnie jak HiSound Studio V) i formatu OGG(też jak Studio). Flac przyjmował bez żadnych problemów.

W obliczu tego wszystkiego muszę przyznać, że aktualnie w kategorii cena/jakość jest to najlepszy DAP jaki kiedykolwiek słyszałem, a w kategorii jakość ląduje u mnie w pierwszej 5tce. Funkcję portable DAPa spełnia świetnie i tak właśnie zamierzam go używać. Muszę tylko coś zrobić z tym krótkim życiem na baterii...Nie wiem, może kupię drugiego? W tej cenie to mogę, jeden będzie grał a drugi będzie się ładował. A ja tylko będę przekładał kartę z muzyką. A tak przy okazji, to karta ma 32GB i jest obsługiwana bez żadnych problemów. Co więcej - C30 nie skanuje karty przy każdym uruchomieniu, tak jak ma to w zwyczaju Studio V. No i gra na pewno lepiej niż wszystkie smarkfony do jakich miałem okazję podłączyć słuchawki (w tym SGS4 i srajfon 4S). Dźwięk na Lime Ears nie był tak wyprany...

wtorek, 25 marca 2014

HiFiMAN HM-901



Walczyłem, łaziłem, ale nikt się nie chciał zlitować, dlatego po lekkiej akcji wyprzedażowej, dzisiaj mam wreszcie okazję napisać recenzję urządzenia prosto z CHRL - HiFiMAN HM-901.

Na początek maluśki disclaimer - aby móc Wam opisać to urządzenie, musiałem pozbyć się kilku innych zabawek (w tym mojego AK120), dlatego warto zaznaczyć, że recenzja nie jest przez nikogo, poza mną, sponsorowana.



Z daleka
HFM przyzwyczaił nas już do poważnego pakowania swoich produktów. Tym razem nie chce być inaczej. Pudełko sugeruje, że zawartość to coś ekskluzywnego i wartościowego. Wewnątrz, poza samym DAPem, znajdziemy ładowarkę, kabel połączeniowy USB, kabel z wyjściem RCA i Coaxialnym. Zaskoczony byłem nietypowym, jak na dzisiejsze czasu złączem komunikacyjnym. W czasach kiedy wszystkie firmy dążą do unifikacji urządzeń ze standardem microUSB, umieszczanie własnego złącza komunikacyjnego jest cokolwiek dziwne i nieergonomiczne. Dodając do tego żenująco krótki czas życia na baterii, zmuszeni jesteśmy wszędzie ciągać ze sobą ładownicę. Ba nie wystarczy kabelek połączeniowy z USB, ponieważ HM-901 przez USB się nie naładuje. Tylko i wyłącznie oryginalna ładowarka i koniec. Na stronie polskiego dystrybutora brak niestety informacji o możliwości zakupu samej ładowarki...Za to na Head-Direct, kosztuje ona bagatela 69$. No to musi być jakaś zajebiście audiofilska ładowarka, skoro dając impulsowe zasilanie 8,4V kosztuje ona taki majątek. A to podobno iriver goli klientów. Wersja kupiona przeze mnie to standard + balanced card. Po cenie karty (299$) spodziewałem się jakiejś kosmicznej technologii. Zastałem 4 opampy opa627 i kilka elementów SMD (kondensatory i rezystory). Zaiste, warte swej ceny. No ale, dopóki inny Chińczyk nie skopiuje tego rozwiązania, to przyjdzie nam płacić frycowe. O ile będziemy chcieli czegoś więcej niż cegła z kółeczkiem.



Z bliska
HM-901 to sporych rozmiarów cegła. Dobry centymetr wyższy i kolejny centymetr grubszy od AK120. Przy pierwszym kontakcie rzucają się w oczy otwory do wentylacji wnętrza. Po dłuższym użytkowaniu okazuje się, że są one konieczne, urządzenie grzeje się całkiem mocno i z wnętrza wydobywa się milutkie ciepełko. Od frontu mamy jeszcze przyciski nawigacyjne i (nie)znany już z iPoda clickwheel, ochrzczony tym razem mianem tajczi łila. Jest to chyba (po potencjometrze) najdziwniejsza i najdziksza część odtwarzacza. Pracuje tak dziwnie, że próba przekręcenia jednym palcem, nie zawsze się udaje. Za to już jeśli weźmiemy kółeczko w dwa kciuki, kręci się elegancko. Kolejnym dziwnym elementem jest potencjometr. Zapomnijcie o jakiejkolwiek próbie zmiany głośności jednym palcem, jest to po prostu niemożliwe. Do tego skala ma aż 16 pozycji. Przy precyzyjnym, wprawdzie cyfrowym, potencjometrze znanym z AK120, ten wygląda jak finezyjne urządzenia do rąbania drewna, potocznie zwane siekierą. Z lewej strony urządzenia mamy przełącznik Normal/Balanced, który przydaje się w przypadku używania kazrty zbalansowanej oraz gniazdo kart SDXC, działające z pełną prędkością karty. Brawo. Wrzucanie 120GB muzyki na kartę z prędkością dochodzącą do 15MB/s to rzeczywiście coś w stosunku do marnych 5MB/s w AK. Brawo. Z prawej strony mamy suwak Power, przełącznik HD/Vintage (???), Przełącznik Low/High Gain oraz suwak blokujący działanie przycisków (?). Naprawdę ktoś wpadł na to, żeby w urządzeniu, w którym przypadkiem da się tylko wybić nim sobie zęby, zamontować lock/unlock.




Po tygodniu zrozumiałem - jest to JEDYNY fizyczny przycisk, który można przypadkiem przełączyć, ponieważ wystaje dość znacznie poza obrys urządzenia. Od dołu gniazdo komunikacyjne i suwaczek blokujący dostęp do baterii. Dobrze, że tam jest, bo w dziennie zdarza mi się kilkukrotnie wyjąć i włożyć baterię, tylko dlatego, że HM-901 stracił ochotę do rozmów ze mną. Na szczęście dzieje się tak tylko w przypadku, kiedy jedna playlista się skończyła i zaczynamy buszować po karcie w poszukiwaniu kolejnych utworów. Generalnie responsywność i ogólna ergonomia systemu to jakiś ponury żart. Coś, że niby prawdziwy audiofil powinien znieść to z uśmiechem na twarzy. Ale niestety kolejne próby uruchomienia ulubionego utworu zakończone niepowodzenie, skutecznie zniechęcają do dalszego używania sprzętu. Niby jest obsługa CUE, ale próba uruchomienia takiego pliku, u mnie skończyła się niepowodzeniem. Za to, informacja o braku gapless wydaje mi się trochę przesadzona.



Chociaż próbowałem, to nie wyłapałem przerw pomiędzy utworami z tej samej płyty. Zmiana odbywa się płynnie i praktycznie niezauważalnie. Gorzej z porozrzucanymi po katalogach plikami. Tutaj czasami słychać nawet trzaski w słuchawkach. W ogóle piski, trzaski i dziwne skrobanie, to dźwięki które nam towarzyszą podczas uruchamiania urządzenia i tak aż do uruchomienia pierwszego utworu (to się udaje na szczęście zawsze). Interface potrafi się też zawiesić, tak, że jedynym sposobem na przywrócenie go do działania, jest wyjęcie baterii. Na szczęście nie generuje wtedy żadnych dźwięków więc nie ma obaw o zdrowie. HM-901 umożliwia poza odtwarzaniem kolejnych utworów z katalogu, możliwość zapętlenia utworu lub katalogu/playlisty, odtwarzanie losowe z katalogu/playlisty i ... nic więcej. Playlisty budowane są automatycznie dla wybranego artysty, albumu lub gatunku. Mamy też możliwość odtworzenia wszystkich plików muzycznych znajdujących się na karcie (czy wspominałem już, że HM-901 nie posiada żadnej pamięci wbudowanej, dostępnej dla użytkownika?).



Z wnętrza
No dobra, użytkowo to sztuka klasy mega kupa. Dawno takiego koszmarka w rękach nie miałem. Serio. A dźwiękowo ? Do odsłuchów wykorzystałem:
Słuchawki: Lime Ears LE3SW (56Ohm - tryb Basowy lub 82 Ohm - tryb neutralny), HiFiMAN HE-5LE, HiFiMAN HE-300, Beyerdynamic T70
Jako odbiornik sygnału Coaxialnego - SabreDAC
Wzmacniacz do odbioru sygnału liniowego - FCL i Cayin HA-1A
Jako system referencyjny FCL + SabreDAC i AK120



Czy w takim razie Hm-901 gra od AK120 lepiej, bo pewnie to jest pytanie, na które od początku recenzji czekacie :) Nie. Gra inaczej. Nie gra też gorzej. Pierwsze co się rzuca w uszy przy zmianie, to podbite w HM-901 pasma midbasu i dolnej średnicy. Daje to wrażenie większej energii i dynamiki w stosunku do AK120. Jest bardziej efektownie. Ale jest też bardziej intymnie (takie słowo na łagodne określenie obcinania sceny). W porównaniu do dużych klocków, czy choćby AK120, HM-901 gra bardziej skondensowanym dźwiękiem. Oczywiście, plany poukładane są perfekcyjnie i żadne zło się nie dzieje. Jest po prostu węziej. Ale poza szerokością brakuje też trochę powietrza, co znowu daje delikatne wrażenie przyciemnienia. Poza tymi różnicami, jest jeszcze jedna. Wszystkie te poprzednie cechy wpływają na jedno - wrażenie niesamowitej mocy i energii w nagraniu. Jak to mawiali starożytni - jest pierdolnięcie. I to naprawdę potężne. Po pierwszych taktach swoich ulubionych utworów testowych miałem wrażenie, jakbym dostał do testów mocniejszego RSA Predator. Sygnatura dźwięku jest wręcz łudząco podobna. HM-901 zdecydowanie lepiej też współpracuje ze słuchawkami własnej produkcji. Szczególnie w trybie zbalansowanym. Zarówno brzmienie jak i kontrola jest bardzo dobra. Kompletnie nie ma wrażenie użytkowania sprzętu niestacjonarnego.



Podsumowanie
HiFiMAN wyprodukował stacjonarne urządzenie przenośne. W moim przekonaniu nie jest to portable, raczej zintegrowany system słuchawkowy, który powinien podróżować od gniazdka do gniazdka. W tej roli będzie się sprawdzał świetnie. Jako sprzęt portable już gorzej. Funkcjonalność jest na podobnym poziomie co w przypadku ColorflyC4 i niestety mocno odstaje od tego co prezentuje sobą seria Astell&Kern, czy choćby urządzenia od iBasso lub FIIO. Zupełnie jakby ktoś chciał żeby naprawdę dobre brzmienie każdy kto go zapragnie musiał odpokutować. Braki w oprogramowaniu czy stabilności to nawet nie Pięta Achillesowa, to aż cała noga, żeby nie powiedzieć więcej. Jednak dźwiękowi puryści będą usatysfakcjonowani. Im na pewno cierpienie związane z użytkowaniem HM-901 nie będzie przeszkadzać. Wszystkim innym polecam raczej urządzenia innych firm. Na koniec cena. Koszt 4449 za urządzenie w wersji podstawowej i aż 5749 za wersję z kartą zbalansowaną to jakaś masakra. O niebo bardziej funkcjonalny, grający na tym samym poziomie, AK120 został za cenę potraktowany jak sposób na dojenie klientów. W tym świetle HM-901 jawi się jako robienie sobie z klientów jaj. I to w pełnej krasie.


czwartek, 13 marca 2014

Uwaga! Pozor! Attention! Achtung! Alerte! PROMOCJA na AK10/A200p


Dzisiaj otrzymałem fajnego niusa od dystrybutora AK10/Beyerdynamic A200p, mp3store.pl, że na hasło audioivoodoo przy zakupie tegoż cudownego, małego i jakże uroczego kompana odsłuchów codziennych, możecie otrzymać 10% rabatu.

Akcja słuszna i jakże radosna! Zapraszam zatem!

ps. Artykuł nie był w żaden sposób sponsorowany, a info pojawiło się już po opublikowaniu i zdaniu sprzętu testowego.

środa, 12 marca 2014

Beyerdynamic A200p czyli po prostu AK10 od Astell&Kern


Poszukiwanie idealnego zestawu portable in progress chciało by się napisać. Nie jest to jednak do końca prawda, ponieważ o sprzedaży AK120 w moim przypadku nie decydowała chęć znalezienia czegoś lepszego. Ale o tym mam nadzieję napisać więcej po 20 marca. Skoro już AK120 cieszy nowego właściciela, to mnie przez jakiś czas pozostało słuchanie ze swoich "starych" przenośków - iPhone4s, Samsung Galaxy IV S. W odwodzie pozostał jeszcze stary, dobry iBasso T5, tutaj pozostał mimo wszystko problem konieczności włączenia trybu samolotowego, ponieważ logowanie do sieci, słyszalne w słuchawkach, to straszna kara. Na szczęście człowiek ma przyjaciół, i kompletnie bez żadnych próśb czy gróźb Kurop, dowiedziawszy się, że straciłem swojego "przyjaciela w podróży", pożyczył mi AK10. A właściwie pożyczył mi Beyerdynamic A 200 p. Czyli iriver Astell&Kern AK10 w przebraniu niemieckiego snajpera :)



Czymże w takim razie jest AK10? Ano jest to mobilny DAC, przystosowany do współpracy z urządzeniami z używanym japkiem w logo, wyposażonymi w zlącze Lightning, z urządzeniami Samsung serii Galaxy oraz z komputerem, wyposażonym w USB :) W założeniu AK10 miał być AK100 bez ekranu. W czasach kiedy ludzie i tak targają ze sobą telefon, dodatkowe urządzenie przez wielu widziane jest jako dodatkowy problem, za to malutkie pudełko podpięte to tegoż telefonu, może być już akceptowalne. Jak widać na załączonych fotkach, AK10 takie malutkie nie jest, nie jest również idealnie zaprojektowane i bezproblemowe w połączeniu z telefonem. I nie mam tutaj na myśli połączeń elektrycznych bo te działają wyśmienicie, za to sposób spięcia z telefonem zajął panom z Korei pewnie kilka długich wieczorów, i niestety efekt ich przemyśleń jest mizerny. A 200 p został zaopatrzony w futerał, którego przyznam, do tej pory nie wiem jak mam użyć - nie ma on żadnego klipsa, rzepa ani nic czym można by go spiąć z telefonem, kable są za krótkie, żeby urządzenia chować w różnych kieszeniach, a sam futerał na tyle pogrubia AK10, że telefon zaczyna przypominać Quasimodo z lumbago, o ile oczywiście oda się nam to jakoś przytwierdzić. Niestety nie będąc fachowcem z iriviera, wziąłem calowy kawałem nanopada i skleiłem sobie SGS'a a AK10. Świetnie zdało to egzamin. W taki stanie przystąpiłem do użytkowania.



W tym miejscu muszę Wam zaznaczyć jak wielkim wybawieniem dla mnie była oferta Kuropa. Jako, że mam w zwyczaju wieczory zamiast przed telewizorem spędzać na słuchaniu muzyki, dość często robię to leżąc po prostu sobie wygodnie, mając w uszach swoje Red Barony :). Sprzedając AK120 myślałem (a raczej nie przemyślałem tego dokładnie), że w tym zadaniu zastąpi go któryś z moich telefonów, polecanych jak świat szeroki jako wspaniałe DAPy. Baa wielokrotnie słyszałem i czytałem, jaki to ze mnie tępak, bo wydałem tysiące złotych na odtwarzacz, a mój telefon potrafi robić to równie dobrze. Pierwszy wieczór okazał się już wstępem do poważnej tragedii, ponieważ podłączony iPhone grał tak mizernie z Lime Ears LE3SW, że wystraszyłem się, że mi się słuchawki popsuły (co oczywiście zgłosiłem do Emila, i oczywiście wyszedłem na idiotę :P). Dźwięk był tak potwornie matowy i bez życia, że straszna prawda, którą sobie właśnie uświadomiłem, zepsuła mi kolejne godziny życia. Podłączyłem iBasso, włączyłem tryb samolotowy i zacząłem się na sobą użalać. Następnego dnia użyłem SGSa i było już troszkę lepiej, ale nadal nie dobrze. Bądźmy szczerzy, człowiek do dobrego się szybko przyzwyczaja i jak mu to dobre zabrać, to cierpi. No i ja tak cierpiałem, aż kol. Kurop mnie nie poratował, dając mi do ręki AK10. 



Urządzenie podłączyłem błyskawicznie, upatrując w tym maleństwie rozwiązania swojego (przejściowego miejmy nadzieję) problemu. Zanim opowiem o dźwięku, będzie garść parametrów. Jak pojawił się AK100 wszyscy szybko zrócili uwagę na wysoką impedancję wyjścia (22Ohm), w przypadku AK120 była ona dużo mniejsza i wynosiła już tylko 3Ohm. AK10 legitymuje się impedancją 1,1Ohm. AK100 miał 1,5Vrms, AK120 1,5Vrms na kanał, AK10 ma 1,7Vrms. Do tego należy dołożyć jeszcze 110 dB dynamiki, przesłuchy na poziomie -106dB i THD 0,008%. Całkiem przyzwoite, żeby nie powiedzieć rewelacyjne parametry. Rozmiar niewielki, parametry świetne, słuchajmy więc. Sama współpraca z Androidem (na iOS nie miałem jak sprawdzić), jest wzorowa. Urządzenie podłączone, po prostu gra. Przyciski fizyczne do zmiany i pauzowania działają świetnie i są po prostu genialne w swej prostocie. Przez cały okres użytkowania nie natrafiłem na żaden problem natury konfiguracyjnej czy obsługowej (poza pokrętłem głośności, ale o tym na końcu). Nie wiem też czy urządzenie wymaga ładowania żeby działać z telefonem, czy ładuje się bezpośrednio z niego - przez cały ten czas, podłączałem AK10 zamiennie do telefonu i do komputera i ani razu nie musiałem go doładowywać, ani razu się nie wyłączył czy dał objawy jakiegokolwiek znużenia, spowodowanego brakiem prądu. Po prostu fajnie zaprojektowane i z mojego punktu widzenia bezobsługowe urządzenie.



Muszę przyznać, że już po pierwszych taktach wrócił uśmiech. Tak, to jest właśnie to. Znajome brzmienie, świetna rozdzielczość, doskonała kontrola. To tak w dużym skrócie. AK10 kompletnie nie szumi. Nic a nic. Mocy ma wystarczająco dużo do napędzenia HD650 do komfortowej głośności, a z Lime Ears tworzy duet (chociaż trzeba by raczej napisać tercet, bo bez transportu się nie obejdzie) równie doskonały jak AK120. Jeśli kogoś interesuje opis brzmienia, to odsyłam tutaj.  Niektórzy twierdzą, że seria AK gra lekko ocieplonym dźwiękiem. Ja widzę to raczej jako neutralną i bardzo naturalną barwę, z doskonałą rozdzielczością i sceną. W stosunku do moich telefonów, podpiętych do Lime Earsów lepsze jest praktycznie wszystko - barwa, dynamika, scena, szerokość no i moc. Ktoś tam napisał, że AK10 jest ciche. A ja napiszę, że jest ten ktoś analfabetą - w instrukcji jest dokładnie napisane, jak należy zdjąć blokadę głośności - no ale jeśli ktoś nie czyta instrukcji...


Na zakończenie chciałbym wspomnieć o 2ch, moim zdaniem poważnych wadach. Po pierwsze brak wejścia optycznego - AK100 i AK120 mają je w standardzie. Druga, to pokrętło od głośności. Fajnie, że jest, ale jeszcze fajniej jakby go nie było. Jeśli chcemy pogłośnić gwałtownie, to trzeba się zdrowo nakręcić, to samo w drugą stronę - zdążymy ogłuchnąć zanim ściszymi. Do tego dochodzi śliska powierzchnia i całkiem spory opór stawiany przez mechanizm. Aby mieć pewność, że wszystko pójdzie prawidłowo, trzeba całą procedurę wykonywać 2ma rękami. Ja mam wyjątkowo suchą skórę na palcach, przez co bez dociśnięcia pokrętła, palce mi się po nim tylko ślizgały.

Dodano 13.03.2014:
Jeszcze taki malutki addon, od dystrybutora, firmy mp3store.pl - na hasło audioivoodoo, przy zakupie A200p otrzymacie rabat 10%.