sobota, 24 października 2015

Beyerdynamic T1 Gen.2

Od kiedy w zeszłym roku popełniłem okrutny błąd i kupiłem pierwsze słuchawki STAX, świat pogoni za wszelkiej maści zwierzątkami futerkowymi zaczął dla mnie tracić sens. Najpierw Lambdy Pro, później SR-007, na koniec SR-009. Skompletowałem do tego właściwy tor i kiedy w czerwcu zorientowałem się, że nawet grając w Wiedźmina 3 używam SR-009, postanowiłem sprzedać całą bogatą kolekcję zabawek związanych z tradycyjnymi słuchawkami. A w decyzji pomógł mi nasz kochany NFZ wyznaczając mi operację(a raczej rzeźnicki zabieg unieruchamiający) na koniec 2016r. I kiedy będąc już po wszystkim (i po wyprzedaży i po operacji) jarnąłem się, że łażąc po internecie bez celu, tak naprawdę szukam czegoś do kupienia, postanowiłem schować SR-009 do pudełka, a dla siebie kupić coś czego zawsze chciałem a czego nigdy na własność nie miałem (2 miesiące wypożyczenia się nie liczą). Zbieg okoliczności w postaci promocji na nowy model w mp3store.pl tylko przyspieszył decyzję. Stałem się więc (chyba) pierwszym posiadaczem Beyerdynamic T1 Gen.2 na Wisłą (w moim przypadku nad Odrą). A skoro się nim stałem, to zostałem poproszony (taa jasne...), o recenzję tych słuchawek. Oto i ona.

T1nki w przeciwieństwie do poprzedników nie mają już hard-case (zwanego też trumną). Teraz jest to miękki (w granicach rozsądku) Travel-Case, miękko wyściełany tkaniną i tak wyprofilowany, że do zamknięcia słuchawek w pudle, nie trzeba wypinać kabla. Tak, w T1 mamy teraz wypinany kabelek z wtykami mini Jack (3,5mm), zrobiony z miedzi UPOCC. Przewód jest tak dobry, że nie słyszę różnicy pomiędzy nim a kabelkiem który zrobiłem na okoliczność podłączania do wzmacniacza zbalansowanego. Czyli wystarczająco dobry dla moich parweniuszowskich usząt. Poza tym konstrukcyjnie zmian nie zanotowałem. Regulacja nadal pałąka dość topornie działa. Komfort w użytkowaniu pozostał na wysokim poziomie, i choć pady są początkowo dość twarde i drażniące, to w czasie uczucie znika, a pady się układają na tyle, że przestają gnieść w głowę. Swoją drogą twardość i stopień ubicia padów bardzo wpływają na brzmienie T1nek. Od zakupu przeprowadziłem kilka testów z podmianą padów na inne i te fabryczne wyglądają póki co na najlepsze. 
Słuchawki połączałem w czasie testów do:
- Schiit Lyr z lampami ElectroHarmonix 6922 Goldpin (bo mi wyszło, że jednak grają najlepiej)
- FCL ver. 935 rev. 1128 - znaczy tranzystor
- Headonic
- Grundig SXV 6000 - świetny preamp z wyjściem słuchawkowym. 
- Teac HA-P90SD
- ColorFly C10
- Meizu M2

Jako DAC robił YSDZ DA-03 a za transport Pioneer DV-310 po modach i komputer.

Beyerdamic T1 z FCL i Headonic grają ostrawo. Między 6 a 9 kHz trzeba sobie zrobić delikatną korekcję (ja robiłem dołek proporcjonalny do -4Db w najgłębszym miejscu). Dzięki tej korekcji słuchawki tracą jakiekolwiek rezonanse pojawiające się w tych częstotliwościach (głównie wtedy kiedy mamy sporo talerzy perkusyjnych). Na Headonicu lepiej w tym zakresie, ale zmiana opampa na LME47920 w FCLu przybliża nas do brzmienia Headonica. Na tranzystorach jest za to najlepsze generowanie przestrzeni. Praktycznie wzorcowe. Headonic daje więcej spokoju, FCL więcej głębi i dociążenia. Przy FCLu przekaz jest bardziej spójny, przy Headonicu bardziej analityczny i napowietrzony. Przy zmianie wzmacniacza na Schiit znika ta rezonansowa ostrość, zestaw zaczyna grać bardziej rozdzielczo. Scena się też delikatnie kurczy. Najlepiej w tym zestawieniu wypada dziadziuś Grundig, u którego wprawdzie scenicznie znowu jest lekko słabiej niż w poprzednich zestawach, za to tonalność jest wzorcowa. Żadnych przeostrzeń, za to moc i potęga brzmienia. I żeby było jasne, to te straty na scenie to jakieś 3-5 % maks. Do muzyki akustycznej zdecydowanie Schiit, do Metalu i Rocka Grundig, do elektroniki tranzystory. Myślę, że ostrość z połączenia z tranzystorami można spokojnie wyeliminować właściwymi kablami IC. Słuchając na FCLu Shpongle - Museum of Consciusness nie miałem odczucia, żeby były jakiekolwiek problemy. Baa, bas mnie wgniatał w fotel a muzyka porwała jak od dawna tego nie robiła.
Runda pierwsza T1 vs Sennheiser HD650
Niby całkowicie inna szkoła grania, HD650 stereotypowo to ciemne i ciepłe granie, T1 to słuchawki jasne, szybkie i analityczne. Żeby było sprawiedliwie, to obydwie pary słuchawek wpinałem do wzmacniacza tym samym kabelkiem. I faktycznie, to całkowicie inne słuchawki. Porównać można tylko średnicę, która w obydwu przypadkach jest bardzo bogata i świetnie oddana. Ale poza tym, to jest dzień i noc. Hd650 są gęste i raczej intymne, chociaż wcale nie nazwałbym ich ciemnymi. Dobrze napędzone oddają taką niesamowitą porcję energii z nagrania że się skóra na plecach łuszczy. Uderzenia basu potrafią zmienić w człowieku charakter. Są też w swoim graniu dosyć majestatyczne. T1 założone na głowę od razu po Hd650 to lekko odsunięty od słuchacza pierwszy plan. Sporo więcej powietrza i cała masa szczegółów w HD650 schowanych pod zagęszczonym przekazem. Są też T1 wyraźnie mniej skuteczne, co wyraża się odkręconą o prawie 20% mocniej gałą potencjometru. HD650 bardziej mi przypadły do gustu z FCLem. Po prostu dostarczają mi więcej frajdy. Szczególnie te kopnięcia basu w plecy. One po prostu niosą moc bomby atomowej. W T1 jest podobny efekt, ale dopiero na Grundigu, z którym HD650 doznają po prostu przeładowania dobrocią :)
Runda druga: T1 vs Audio Technica ATH-A700x Monitor
Tak, wybór tych słuchawek nie jest przypadkowy. ATH grają jak słuchawki półotwarte. Scena przez nie generowana nie ma nic wspólnego ze słuchawkami zamkniętymi. Są też uważane za słuchawki jasne i analityczne. W tej konfrontacji są to słuchawki ze zdecydowanie lepszą holografią, jaśniejsze. W ATH jest również zdecydowanie więcej mid-basu. Ale tego dobrej jakości, odpowiadającej za kick. T1 mają lepszy, zdecydowanie lepszy sub bas, pomruki w tym zakresie są świetne. A700x mają trochę problemów w dolnej średnicy z szybkimi i mocnymi sytenzatorami, jest lekki rezonans, taki na granicy nieprzyjemności. W T1, choć wyraźnie ciemniej, jest też więcej powietrza, scena jest większa i głębsza. Jest też ogólne wrażenie równego grania, bez dodatkowych kolorów.
Runda trzecia: T1 vs SR-009
Oczywiście, tutaj z braku możliwości porównuję najlepsze cechy z różnych zestawień T1 (każdy możliwy tor, żeby tylko wyrównać szanse), Z SR-009 połączonych do LST-s + DenonaPMA-560. I niestety, mamy knockout. SR-009 są jednocześnie i jaśniejsze i pełniejesze. Rozdzielczość i podział planów morduje wszelkie próby dogonienia ich przez T1. W T1 jest cofnięta średnica względem Staxów. SR-009 grają zdecydowanie szerzej, za to T1 grają głębiej. W połączeniu z Schiit Lyr T1 się nawet bronią i wstają z kolan. Są jak Fiat Dino przy Ferrari Testarossa. 
Skoro więc T1 są tak słabe, to czemu z nimi zostaję? Bo wcale słabe nie są. To SR-009 są tak strasznie niesprawiedliwie dobre. T1 świetnie wyłapują każdą, najdrobniejszą nawet zmianę toru. Świetnie reagują na zmianę lamp czy to w DAC czy we wzmacniaczu (nawet hybrydowym). To dzięki nim usłyszałem jak bardzo jazgocze masa w USB mojego PC. W końcu to pierwsze słuchawki dynamiczne, które mogę słuchać po SR-009 bez żadnego skrzywienia na twarzy. Jasne, są mniej rozdzielcze i ciemniejsze. Ale są też tak jak Staxy błyskawicznie szybkie. Zmiana nie zajmuje im wieków. To najbardziej Staxopodobne słuchawki dynamiczne. Zupełnie tak jak HD650 są najbardziej ortodynamiczne z dynamicznych :). I dzięki temu, że są dynamiczne, mogę sobie je podpiąć np. do telefonu, który o dziwo, daje sobie z nimi radę (jest tylko trochę za cicho, żeby rodzinę przekrzyczeć, ale już wieczorem jest super). 
I na koniec tylko jedna rada dla przyszłych posiadaczy - dajcie im trochę czasu. U mnie ostrości zniknęły po 2ch tygodniach wygrzewania. A teraz jak zaczynają się dogniatać pady (wygrzewanie odbyło się poza moją głową), zmiana EQ w zakresie 6-9kHz powoli przestaje być konieczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz