poniedziałek, 27 czerwca 2016

Audeze Sine - Portable z aspiracjami

Podobno życie nie znosi pustki. Tylko gdzie tu jest ta pustka, którą Adeze chce zapełnić wypuszczając nowy model słuchawek. Niby są to pierwsze nauszne magnetostaty. Ale przecież w kategorii portable są już Oppo PM-3, które chyba tylko przy bardzo małych odbiornikach są w stanie spełnić rolę w okół usznych. I tak na rynek wchodzą słuchawki, na które nikt nie czekał, o których nie było głosno, na które nie ma właściwego hype w internecie. Kiedy dostałem propozycję napisania recenzji o tych słuchawkach, musiałem się najpierw dokształcić, co to za on, zanim zadecydowałem. No, ale Audeze to nie w kij dmuchał. Także, tego, no, więc jest.

Audeze chwali się, że przy projektowaniu Sine zatrudniono firmę Designworks, dywizję BWM zajmującą się wzornictwem przemysłowym. I to od razu widać. Znaczy to, że są to kolesie od wzornictwa i przemysłu, a nie od słuchawek. Rąsia w górę, każdy kto ma trójkątne uszęta. Co do samego wzornictwa, to oczywiście wizualnie słuchawki są świetne. Materiałowo również. Połączenie elementów metalowych ze skóropodobnymi robi wielkie wrażenie. Ogólnie rzecz biorą to jakość wykonania i materiały użyte do produkcji pozwalają sądzić, że BMW nie tylko "narysowało" te słuchawki ale jeszcze sugerowało co i jak zrobić. problem w tym, że BWM robi samochody, a Designworks specjalizuje się w przemyśle. Natomiast Audeze robi słuchawki. I to nie słuchawki do samochodu czy przemysłu, a po prostu do słuchania.
No dobra, to skoro materiały dobre, wykonanie dobre i jakość montażu dobra, to czemu Krysiński marudzi? Abo słuchawki mają 2 cechy które mnie denerwują. A jak mnie coś denerwuje, to ciężko zwrócić uwagę na coś innego, takiego wiecie, mniej denerwującego. A te 2 cechy to: uścisk jaki słuchawki nauszne zapewniają moim małżowinom i końcówki kabelka. Z tą pierwszą cechą wiążą się aż 2 nieprzyjemności. Niestety z racji uścisku ja nie jestem w stanie ich używać za długo. Uszy bolą i tyle. Druga nieprzyjemność to ciśnienie i podciśnienie jakie towarzyszą zakładaniu i zdejmowaniu ich z głowy. Przy zakładaniu szczelna konstrukcja tych słuchawek wtłacza mi do ucha powietrze powodując uczucie znane ze zbyt szczelnych doków, a przy gwałtownym zdjęciu ich z ucha jest takie zassanie, że bębenki mi się cofają. Niemniej jednak da się to opanować, wsuwając i zsuwając słuchawki z ucha zamiast zakładać tradycyjnie, ruchem prostopadłym do kanału słuchowego. Druga cecha, która mnie denerwuje ma związek z kablem. Jest on co prawda zakończony od strony słuchawek typowym mini jackiem. Ale całość wtyczki wyprofilowana jest w kształt pazura, co powoduje, że zmiana przewodu na inny będzie co najmniej utrudniona. A to, że sam kabel to dobrze znany "makaron" wcale w tym wszystkim nie pomaga. Na szczęście jest on dość masywny i solidny, a przez to dość dobrze rokuje w kwestii trwałości. Oczywiście zastosowanie makaronu miało pomóc w rozwiązaniu kwestii plątania się kabla. I dzięki Bogu, kabel się nie plącze. Chyba najbardziej złości mnie to, że to jednak kawałek dobrego przewodu i nie mogę sobie na to właściwie ponarzekać. 
Słuchawki portable, więc testy odbyły się w warunkach portable: Biuro, ulica, hol pogotowia ratunkowego (nie pytajcie), tramwaj (również przemilczę) i pociąg. Tłumienie jest całkiem niezłe, i jak na słuchawki nie dokanałowe myślę, że jedno z najlepszych (chociaż Meze z padami od Brainwavz mam wrażenie lepiej się spisują). Najbardziej uciążliwe w tłumieniu było przepuszczanie konkretnych częstotliwości. I mam tu na myśli piłujący mózg głos koleżanki z biura, podczas gdy głosu kolegi z nią rozmawiającego nie słyszałem. To samo w holu pogotowia. Słychać było tylko jęki umierających na zator jelita ludzi na leżankach, podczas gdy gwar rozmów odcięty był zupełnie. W tramwaju i w pociągu słychać świetnie wycie silników przy jednoczesnym wytłumieniu pozostałych składowych radości komunikacji zbiorowej. Za każdym razem po kilkunastu minutach miałem dość i albo pogłaśniałem muzykę (lubię cicho o ile pamiętacie) albo zmieniałem słuchawki na Ety.
Słuchawki w czasie testu podłączałem do Samsunga Galaxy S6, Cayina C6 DAC, Pioneera XDP-100R i laptopa Acer V15 Nitro Black, który jak się okazało, dysponuje całkiem solidną integrą. Najważniejszą cechą dobrych słuchawek portable powinna być łatwość łapania synergii ze sprzętem przenośnym, i w przypadku słuchawek Sine tak właśnie jest. W każdym z połączeń nie miałem wrażenia jakichś braków, kłopotów z wysterowaniem czy niedoborów w pasmach. Sine zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie w kwestii brzmienia. Bo oczekiwałem designerskiego produktu o słabych walorach brzmieniowych. A otrzymałem bardzo zrównoważone słuchawki, o lekko analitycznym charakterze, z odpowiednim wykopem i krystaliczną górą. Sine, niezależnie od podłączonego sprzętu dobrze pokazywały swoje mocne strony. Dość napisać, że brzmieniowo to dla mnie strzał w 10tkę.
Bas jest świetny, mogło by być wprawdzie trochę więcej subbasu, ale to w sumie w odniesieniu do genialnych D1000. Mamy więc bardzo dynamiczną i świetnie zarysowaną podstawę basową, w żadnym razie nie dominującą nad innymi pasmami, bez wyraźnych (ani też bez niewyraźnych) braków. Bardzo energetyczny i dynamiczny dół uzupełnia świetna średnica, która jest chyba znakiem firmowym Audeze. Tyle, że nie jest ona przesłodzona jak w LCD3, ma raczej neutralny charakter. Nie znalazłem nic, żadnego nagrania w którym mógłbym się do czego przyczepić. Wokale brzmią tak jak powinny, żadnych nosowych zagrywek, żadnych nieprzyjemnych pisków czy kozich wibrato (spowodowanych oczywiście rezonansami). Największe zaskoczenie to jednak góra. Nie spodziewałem się, że w przypadku produktu Audeze spodoba mi się tak ten zakres. Jest jasno, ale nie za bardzo, nie ma żadnych przeostrzeń, żadnych syków czy sybilizacji. Jest delikatna ziarnistość góry, ale słyszałem ją tylko na SGS6, więc obstawiam, że to raczej cecha samego odtwarzacza. 
Scenicznie nie ma fajerwerków. Ale nie ma też klapy. Słuchawki raczej dla miłośników bliskiej prezentacji, z bezpośrednio podanym pierwszym planem. Pozycjonowanie świetne, holografia również, chociaż to wszystko raczej blisko i w okolicy pierwszego planu. Na szczęście ja właśnie taką scenę preferuję, i naprawdę kompletnie nic bym nie zmieniał. 

Podsumowując, do słuchawek Audeze Sine mam mieszane uczucia. Po ostrych kłopotach z ergonomią i spasowaniem z moim dziwacznym baniakiem (ja nie mam trójkątnych uszek), zaatakowały mnie brzmieniem, które preferuję w 100%. Do tej pory, w większym lub mniejszym stopniu doceniałem słuchawki, ustawiając z boku własne preferencje, tutaj wiem, że brzmieniowo ktoś zrobił produkt dla mnie. Nie wiem czy w związku z tym są to słuchawki dla każdego, niemniej jednak, jako portable robią robotę. Ani razu nie miałem wrażenia, że delikatność konstrukcji jest przeszkodą w zabraniu ich poza dom, nigdy też nie zdjąłem ich z uszu z powodów brzmieniowych. Baa nawet kilka razy dość długo ignorowałem ból małżowin, dochodząc do momentu w którym było mi już wszystko jedno i skupiałem się tylko na słuchaniu. A to czynność, która dzięki XDP-100R i Sine daje niesamowitą przyjemność. Szczególnie siedząc w cieniu, w ogrodzie, z zimnym piwkiem, wpatrzony w przesuwające się chmury na niebie...


Za udostępnienie słuchawek dziękuję firmie Audiomagic.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz