wtorek, 12 września 2017

Encore RockMaster Live

Dostałem do recenzji nowe słuchawki marki Encore i od razu mam mocne DejaVu. Ja już to kiedyś widziałem. I nie chodzi o to, że segment słuchawek nausznych jest wtórny, czy wzorniczo wtórny. Maleńkie, drewniane Takstary, które finalnie się nie pojawiły, miały prawie identyczną konstrukcję. I z nadzieją, że to przejęty projekt zabrałem się za słuchanie.


Konstrukcja prawie identyczna, bo Encore na moich uszach leżą, a Takstary nie. Takstary zapamiętałem też, jako dość nieprzyjemne w kontakcie z uchem. I takie są też Encore. Dołączone w komplecie pady ze sztucznej skóry z moimi małżowinami się wyjątkowo nie polubiły. Na szczęście w komplecie są też pady materiałowe, raczej rzadko spotykane w tego typu słuchawkach. I te to już zupełnie inna bajka. Te pady powodują, że od pewnego czasu są to najczęściej wybierane przeze mnie słuchawki. Oczywiście nie tylko pady, bo to co się ze słuchawek wydobywa, również musi być właściwej jakości, żeby nie mieć tylko nauszników (czy też ochronników słuchu). W komplecie ze słuchawkami mamy odpinany kabelek, a same słuchawki wyposażono w gniazdo 3,5mm, co zdecydowanie ułatwi sprawę wszelkiej maści modderom. Mamy więc słuchawki, 2 pary padów i odpinany kabelek. I to wszystko w cenie w okolicach 130 PLN. I w tej cenie to prawdziwy rynkowy killer będzie. 

Słuchawki o impedancji 32Ohm i całkiem dobrej skuteczności, zdecydowanie mało wymagające, jak to się zwykło mawiać - zagrają nawet z kartofla. Oczywiście dobra synergia wskazana, niemniej jednak zadowalające efekty były nawet z Samsungiem Galaxy A5 (2015). Mnie się ich dobrze słuchało zarówno z One Plus 5 jak i z XDP-100R (z tym to nawet bardzo dobrze). W połączeniu z laptopem łapały trochę śmieci z zasilania, ale już po podpięciu do mDSD (również od Encore - recenzja tutaj) była błoga cisza i piękne granie. Cayin C5DAC również był cicho, o ile nie dało mu się gain na wysokie. Wtedy szumy były wyraźne. 

Słuchawki testowałem zarówno w pracy biurowej jak i w typowym dla nich zastosowaniu, czyli na dworze (na polu dla tych wrażliwszych). Strojenie Rockmasterów jednoznacznie wskazuje, że to słuchawki "wychodne". O ile w domu wydają się być trochę zbyt ciepłe i zbyt basowe, to w typowym zgiełku ulicznym nie ma się już takiego wrażenia. Ciekawe wrażenie daje przepinanie ich między torem stacjonarnym a sprzętem typowo portable. Podpięte do wzmacniacza, czy też do mDSD grają dość równo, z lekką tylko ciepłotą. Za to dość mocno przestrzennie, ze sporą ilością powietrza w nagraniach, rzekłbym nawet że zwiewnie. Za to w połączeniu z XDP-100R czy takim telefonem, robi się dosadnie, mocno i wyraziście. O ile w połączeniu z mDSD Rockmaster Live przypominają raczej sprzęt stacjonarny i "dorosłe" słuchawki (bardzo przypominają mi HD650 z większą sceną), to w połączeniu z Pioneerem grały mi jak Beyery DT-1350, Meze 99 Classic, czy też wspomniane wcześniej Takstary. Niby cały czas jest to po ciepłej stronie mocy, ale różnica jest dość znaczna. Średnica w tych maluchach zaskakuje mnie chyba najbardziej. Bo o ile bas, a czasami nawet basisko (podczas słuchania trance szczególnie) potrafił przywalić tak że na plecach się czuło, to średnica w tym wszystkim wcale nie zostawała "w tyle". Jest wyraźna, bogata i nie niesie żadnych przekłamań. Brak typowej dla tańszych słuchawek kartonowości brzmienia czy nosowości wokali. Nawet fortepian brzmi zadowalająco, co jest o tyle trudne, że jak to jeden kolega stwierdził, poza Grado, żadne słuchawki sobie z tym instrumentem nie radzą. 

Całość uzupełnia góra. I znowu jest to góra z której jestem w pełni zadowolony. Jest szczegółowa, wyraźna, kompletnie nie sykliwa, może delikatnie wycofana. Ale to wycofanie wynika raczej z ciepłoty słuchawek, niż z charakteru samej góry. Świetnie czuć akcenty w muzyce, które w niektórych słuchawkach (np. DT880) wychodzą na pierwszy plan. Tutaj ta gradacja "ważności" dźwięków jest zachowana. Akcenty i tło, są akcentami i tłem a główne elementy są główne. Może znowu z tym basem, który w domowych warunkach czasem jest zbyt główny. Ale może to też wynikać z faktu, że przez ostatnie 3 miesiące słuchałem tylko Lambd Pro i Staxowe brzmienie mocno mi się wryło w uszy. I mimo 3ch miesięcy tylko ze Staxami, Rockmaster Live wcale nie spowodował u mnie syndromu audiofila, nie było jakiejś kosmicznej różnicy w jakości dźwięku. Ot różnica w strojeniu. Jak na słuchawki w okolicach w takiej cenie to naprawdę niezły szok. Oczywiście, dla wszystkich wątpiących, holografia, góra i ogólna spójność przekazu Lambd nadal jest niedościgniona i Tigran na Staxach nadal jest przeżyciem nie do opisania.

Podsumowując w krótkich, żołnierskich słowach - Baczność! Do sklepu biegiem marsz. Ja miałem już nic nie kupować, bo wydawało mi się, że wszystko co mi do szczęścia potrzebne w zakresie słuchawkowym, już mam. Ale na Rockmastery się skusiłem. Bo i cena dobra i produkt również. A do telefonu kabelek z pilotem zamówię sobie ze słuchawkami, bo to z nim głównie będą grały. Z Telefonem i mDSD, którego chyba nie oddam :).

Sprzęt do testu użyczyła firma Audiomagic.pl - Serdecznie dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz