czwartek, 16 stycznia 2014
R-Ewolucja czyli Philips L2
Witam!
Wiem, że stary rok zakończyłem pisząc prawie codziennie, a w tym roku to dopiero drugi post. A do tego pierwsza recenzja. Chciałem jednak, żeby było to coś wyjątkowego. A jako, że nie jestem testerem zależnym i nie mam "menago", zdobywanie sprzętu do recenzji jest czasami bardzo trudne (ciężko mi się zgodzić na recenzje autoryzowane przez dostawcę sprzętu). Na szczęście są też ludzie, którzy potrafią wypożyczyć swój własny sprzęt, choćby po to, żeby przybliżyć go szerszemu gronu odbiorców. I tak się właśnie wydarzyło. Po serii testów "sponsorowanych" przez all999 (pozdrawiam), mamy kolejny, tym razem dzięki uprzejmości Karmazynowego, który również użyczył zdjęć (pozdrawiam). Dzięki niemu mamy na tapecie 734 cud świata, licząc razem z naszym kochanym rządem i sejmem. W światku audio jest to cud chyba jednak sporo ważniejszy, niż nawet cud narodzin dowolnego z (p)osłów z Wiejskiej...
Ale zanim zacznę marudzić o słuchawkach, chciałem przedstawić nowy, lepszy i bardzie wyrazisty system ocen dźwięku (łaaaał - na to czekaliśmy - owacje !!!). Doszedłem do wniosku, że w sumie, ostatnio wszędzie piszę to samo, nie mając jasnego punktu odniesienia. Powoduje to ciekawe sytuacje, w których słuchawki dokanałowe grają tak samo jak nauszne Ortodynamiki :) Dzięki tym kilku paradoksom, wymyśliłem (łaaaał - znowu owacje !!!), że zrobię tzw. 0-wy system, do którego wszystko będę porównywał. Dzięki pomiarom, których w pocie czoła dokonałem, w poprzedni poście zamieszczając wyniki, wiem, że DAC który zbudowałem spięty z FCL, to połączenie dosyć neutralne przy tym wystarczająco mocne dla większości słuchawek. Słuchawki które wybrałem to HiFiman HE-5LE, Chyba najrówniejsze słuchawki w mojej kolekcji. A nawet jeśli nie, to przynajmniej będzie Wam dane mieć punkt odniesienia. Dla słuchawek zasilanych ze źródeł przenośnych moim punktem odniesienia będzie AK120 i podpięte do niego słuchawki Etymotic ER4S.
Podzieliłem sobie pasmo na 5 składowych: Bas (do 120Hz), Mid Bas(do 300Hz) , Średnie (do 3kHz), Wyższe Średnie(do 7kHz), Wysokie (do 16kHz). Każdą z tych składowych będę oceniał w skali od -5 do +5 (zupełnie tak jak w niektórych EQ). I tak Zestaw referencyjny stacjonarny miał by oceny
B: -1
MB: 0
S: 1
WS: 1
W: 0
A Zestaw referencyjny przenośny:
B: -2
MB: -1
S: 0
WS: 1
W: 0
Dzięki temu będzie szansa, że słuchawki zaczną się od siebie różnić. Jako kolejne 2 składowe opisu i oceny będą izolacja i scena. Izolacja od 0 do 10 (gdzie 0 brak, a 10 totalna cisza). Scena również od 0 (punktowa i skondensowana (np. a-Jays Two) do 10 (szeroko i wielowymiarowo np. AKG Q701).
Po tym nudnawym wstępie, wróćmy do clue, czyli Fidelio. Jakoś tak rok z okładem temu, świat obiegła wieść, że Philips wchodzi na rynek konsumenckiego Hajendu ze słuchawkami Fidelio - najpierw był model L1, później X1, na koniec M1. Poruszenie było spore, oczekiwania również. Sam byłem czas jakiś posiadaczem modelu L1, które niestety nie do końca spełniły moje oczekiwania. Dlatego pojawienie się plotki o następcy, czyli o modelu L2, przyjąłem raczej spokojnie. Ale już szansy, że pierwszy je opiszę w naszym internecie, odpuścić nie mogłem.
Jakość i Komfort
Jakość produktu Philipsa jest powalająca. Tak się składa, że równocześnie testuję produkty firmy Monster. Dość powiedzieć, że Philips zostawia Monstery daleko w tyle. Skóra, aluminium i ogólny brak plastiku, do tego wymienne kable bez wygłupów(tzn. specjalnych wtyczek, żeby człowiek sam sobie dorobić nie mógł), rewelacyjny system dostosowywania do rozmiaru baniaka, zwanego potocznie głową. Normalnie zachwyt i ekstaza. Jakość materiałów i sposób obróbki bardzo przypomina mi Phiaton MS500. Ale Filipy to Filipy. Wprawdzie Made in Czajna, ale gdybym tego nie przeczytał, to bym na to nie wpadł. Jakość 100%. Tutaj w porównaniu do modelu L1 zmieniły się tylko kolory nici i elementów mocujących muszlę do pałąka. Jedyna rzecz która mnie tak naprawdę zastanawia, to wielkość muszli. Są dokładnie tyle większe od Momentum, żeby pomieścić komfortowo moje uszy. Ale nie na tyle duże, żeby mogły uchodzić za słuchawki domowe. No i są to słuchawki półotwarte, co wg. wielu dyskwalifikuje je od użytkowania poza domem. Przyznam szczerze, że L1 strasznie mnie w tej materii denerwowały. Bo niby półotwarte, ale tłumienie na poziomie słuchawek zamkniętych, do tego potwornie denerwujący mnie efekt kroków pod czaszką. Nie, L1 to nie było to. W L2 półotwartość jest już wyraźnie odczuwalna, nie ma problemu z efektami niepożądanymi podczas przemieszczania. Rzekłbym, że są to dla mnie idealne słuchawki portable - nie wymagają ode mnie ciągłego rozglądania się czy ktoś mnie nie chce zaciukać nożem, nie powodują niechcianych efektów podczas chodzenia, napędzają się z AK120. Nie wiem czy ktokolwiek poza mną odczyta to za zaletę, dla mnie jednak póki co, to słuchawki, których bardzo brakowało na rynku (do tej pory z musu wykorzystywałem w tym charakterze AKG K514 MK2). Warto też dodać, że pady są idealnej twardości, nie powodują problemów ani na głowie, ani z dociskiem uszu. Siła docisku dobrana jak pod moją głowę.
Brzmienie
Do testów brzmienia wykorzystałem FCL + SabreDAC, AK120, SGS4, iPhone4S, pliki FLAC, prąd z gniazdka (nieaudiofilski).
Bas: 2(FCL), 1(AK120)
L2 Basu maja sporo, W połączeniu z FCL aż za dużo momentami, z AK120 jest go zdecydowanie mniej i jest lepiej kontrolowany. Jakościowo bardzo dobry, sprężysty, precyzyjny. Nie ma nic z gumowatości L1nek.
MidBas: 3(FCL), 1(AK120)
W tym przedziale rysuje się przewaga AK120 jako źródła dla L2. Na FCL midbasy zaczynają trochę szaleć. Nie ma jeszcze tragedii ale jest już do niej niebezpiecznie blisko. AK120 jednak wszystko trzyma w kupie z klasą i powściągliwością. Uderzenia i szybkie dźwięki są przekazywane szybko i bez niepotrzebnych sensacji. Podbicie na FCL może się spodobać basolubom.
Średnie: -1
Tutaj już nie było różnic pomiędzy torami. W obydwu przypadkach wokale wykazywały się lekkim wycofaniem. To sam zresztą dotyczy całego pasma tonów średnich. Lekkie cofnięcie, ale jeszcze nie za mgłą. Mimo to wyraźna wielowymiarowość i jakość tonów średnich. W L1 były trochę na jedno kopyto. Tutaj wyraźnie oddane barwy wokalistów, włącznie ze wszystkimi niuansami barwy.
Wyższe Średnie: 0
To chyba w tym zakresie zaszły największe zmiany w stosunku do L1. Nie ma mowy o zaciemnieniu przekazu. Wszystko jest wyraźnie widoczne, pięknie podane. Żadnych tendencji do sybilacji, żadnych kluch czy zlepków. Wszystko jest dokładnie tak jak być powinno.
Wysokie: 0
Kolejna olbrzymia różnica wobec poprzedników. Rozdzielczość tych słuchawek zaskakuje, słychać wyraźnie szczegóły towarzyszące muzyce. Separacja dźwięków to kolejna poprawiona względem protoplastów cecha. Tutaj nie ma już mowy o jakimkolwiek zlepianiu czy niewyraźnym przekazie. Znikło przydymienie, nie ma kocyka. Świetna robota.
Izolacja: 5
Jak na słuchawki półotwarte przystało. Niby coś tłumią, ale nie na tyle, żeby odciąć nas od świata. Za to wyciekanie dźwięku na zewnątrz jest na rozsądnym poziomie. Nawet przy sporych poziomach głośności nie będziemy się bardzo narzucać kolegom w biurze.
Scena: 6
Kolejna już zmiana w brzmieniu w stosunku do L1. Zamiast klaustrofobii dobra przestrzeń i napowietrzenie dźwięku. Nie jest to scena referencyjna, ale źródła pozorne świetnie wyczuwalne, szerokość niezła, trochę kuleje głębokość. Poza tym wszystko w najlepszym porządku. Plany budowane poprawnie, nie ma żadnych nietypowych zachowań. Nic nie ucieka nagle za plecy czy nad głowę.
Podsumowując, lekko V-kowe brzmienie, z dobrą sceną i świetną separacją. Do napędzania L2jek wybrałbym raczej niskoimpedancyjne wzmacniacze. Miałem wrażenie, że FCL właśnie przez impedancję (10Ohm) nie do końca właściwie wysterował te słuchawki. Ważne jest też żeby wzmacniacz miał trochę mocy. Na telefonach było za słabo i za cicho. Chociaż ani 16Ohm ani 105dB na to nie wskazywały. Słuchawki lubią wyższe poziomy głośności. Przyznam szczerze, że nowy produkt Philipsa przypadł mi bardzo do gustu. Pierwsze półotwarte słuchawki, które spokojnie mogę wziąć ze sobą na miasto czy po prostu na spacer.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz