poniedziałek, 21 października 2013

Kabelek, duperelek



Siakoś tak się składa, że kable w świecie audio, to najwdzięczniejszy temat dla kabareciarza. Tym razem zaczęło się całkiem niewinnie. Podłączyłem swojego kałacha, przez długi jak jelito cienkie kabelek USB i usłyszałem w słuchawkach smażenie rodem z patelni lub dobrego winyla. Zastanawiające było, że smażenie dało się słyszeć tylko przy podłączeniu do jednego wzmacniacza, w dodatku z lampkami. Ani w słuchawkach podpiętych do Kałacha bezpośrednio, ani we wzmacniaczu tranzystorowym, nic takiego sie nie działo. Cóż więc się stało ? Rozwiązanie jak się później okazało było banalne, ale, ciekawy ilu ludzi, słysząc podobne, radosne ćwierkanie kabli, poleciało do sklepu swoim Jagularem, tylko po to, żeby zanabyć ultraczysty, megafiltrujący kabel usb, dedykowany srogim systemom audio. 




Znalazłem - kabel "znanej" i "lubianej" firmy Wireworld. Cena bagatela 2399 za odcinek o dł. 1m ( za 5m jest już 5599 biletów Narodowego Banku...). Zmiotło mnie. Pisząc to narażam się na odizolowanie od możliwości przetestowania HiFiman HM-901. Ale co zrobić, tekst się sam nie napisze. Wróćmy więc do naszego kabla. Daję sobię rękę uciąć, że od dobrze zrobionego kabla USB nie różni go kompletnie nic. A już na pewno nie odróżni tego ani komputer ani urządzenie. Za to użytkownik, taki jak ja, po wydaniu 2,5 tyś papierów na kable, który ma wyłączyć smażenie w słuchawkach, a który z wiadomych powodów (mnie wiadomych, Wam zaraz), nie byłby w stanie tego zrobić, no co on ma biedak zrobić ? Bo jeśli skoro genialny kabel nie powoduje odfiltrowania syfu z zasilania, to co to zapewni ? Ha, poszedłem dalej, zapytałem, dlaczego jak podłączyłem (blefowałem, nie kupiłem tego kabla), taki super drogi kabel do "systemu" To nie dość, że smażenie nie ustało, to się jeszcze wzmogło (to akurat fakt - im lepszy kabel podpinam - lepszy for audio rzecz jasna - tym większe smażenie) Miły pan, ze sklepu obok mojej pracy wyjaśnił mi, że zadaniem takiego kabla nie jest wcale usunięcie syfu z sygnału, o nie, ten kabel ma za zadanie zebrać wszystko i dostarczyć do odbiornika, dlatego jest taki drogi i wspaniały. Zapomniał dodać, że rekomenduje się "system" zasilać z baterii, a używać go 1km od najbliższego źródła prądu. 



Jak widać na powyższej rycinie, kabel jest zbudowany porządnie, ma zasilanie oddzielone od sygnału, dodatkowo zastosowano ekrany, co powinno jednak wyeliminować smażenie. Co w sytuacji, kiedy niepotrzebne dzwięki pojawiają się tylko jeśli podepniemy źródło do USB w komputerze? Co jeśli zasilacz impulsowy za 15 plnów nie powoduje najmniejszego problemu ? Zagadka na miarę zabójstwa Kennedy'ego. 

U mnie problemem tak naprawdę są lampy, zbierające każdy szum elektroniczny z powietrza. Słychać w lampie po prostu zmiany pola elektromagnetycznego, i nie ma znaczenia czy podepnę Kałacha, czy pendrive, jeśli używam kabla z przedłużaczem, to mam kawałek kabla, który jest odsłonięty i nie po prostu oddaje do "atmosfery" cały sygnał. Na razie problem pozostawiam nie rozwiązany, ponieważ, akurat te lampki grają mi najlepiej. A przy tym kosztują najmniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz