czwartek, 5 czerwca 2014

Kupił Sony i jest wychudzony...- Testujemy NWZ-ZX1


No to mamy pierwszego Walkmana w na Audio i Voodoo. Wydaje się, że sprzęt idealny dla każdego grubasa (czyli dla mnie). Strasznie lubię słuchać muzyki, a lekarz kazał dużo spacerować. Do tego cena, która spowodowała, że przez jakiś czas lodówka pusta będzie. Nie jest to oczywiście poziom abstrakcji cenowej serwowanej nam przez irivera, ale też iriver nie namawia do chodzenia. Widać Japończykom bardziej na zdrowiu zależy niż Koreańczykom. Zresztą u nich na północy stoi braterska armia w pogotowiu, czekając aż będzie mogła odchudzić południowych braci...



Ale ja w sumie nie o tym chciałem...Dzięki uporowi i chorobie audiofilskiej kolegi (dzięki Michaś) zostałem posiadaczem tegoż sprzętu. Sytuacja o tle zaskakująca, że kompletnie nie planowana. No ale słowo się rzekło, sprzęt w domu, słuchawki w uszach a muzyka na dysku. Pamiętam, jak całkiem nie dawno, nabijałem się z Sony, że za cenę wiktu dla sporej afrykańskiej wioski, starczającego na cały miesiąc, usiłuje nam wcisnąć telefon, tyle, że uniemożliwiający dzwonienie. No bo przecież mamy na pokładzie ZX1 androida 4.1.1, mamy łaj-faj, mamy normalny, prawdziwy telefon. Znaczy bez modułu dźiesem. Zupełnie jak iPod Touch - taki japkofon tyle, że bez fon. Siakiś czas temu mordowałem się z telefonem marki Xperia. No ale ona nie była Walkman, więc pewnie dlatego sprawiała mi same psikusy poza domem. W domu była grzeczna i działała. Pełen obaw, zabrałem się do rozpakowywania pudełka. Samo opakowanie to nie zgrzebny karton znany z iBasso, czy dyskretny papier ekologiczny znany z irivera. Nie nie, w tym wypadku mamy do czynienia z eleganckim, drukowanym opakowaniem uzyskanym z drzewa przekwitającej wiśni. A może innego dębu. Ważne jednak, że Sony na swoim opakowaniu narysowało, to czego możemy spodziewać się w środku. A fe, nie dobre iBasso i iriver, nie pokazują zawartości pudeł. No dobra, w pudle poza samym Walkmanem, znajdziemy też kabelek do synchronizacji, futerał z garbowanej skóry i cały stos papieru, w którym Sony informuje, że nie odpowiada za różne rzeczy w tym za urazy spowodowane użytkowaniem Walkmana. Znaczy, jak podczas walkowania, zrobicie sobie odcisk, albo nie daj Boże pęcherz, to pracownik Sony Wam tego nie rozmasuje. Cenna informacja warta zapamiętania.



No dobra, zaryzykowałem trwałe uszczerbki na zdrowiu i uruchomiłem. Będąc przygotowanym na najgorsze, ubrany w najgrubsze puchowe kurtki, mające mnie ochronić przed ewentualnym wybuchem baterii (a jakże, pamiętam te wybuchające baterie sony z ich laptopów), zaryzykowałem i uruchomiłem. Zanim Android powitał mnie komunikatem "Rozgość się" byłem już solidnie spocony i lżejszy o kilka litrów wypoconego ze strachu potu. No nic, zajrzyjmy śmierci w oczy. Tak, czy tak zdechnę marnie w czasie tej recenzji, bo albo zabiją mnie odłamki Walkmana, albo odwodnię się z gorąca i strachu. Android, jak to android, poprosił mnie o hasło do googla, pokazał kilka ekranów powitalnych, pogratulował zakupu (od razu zrobiło mi się lepiej) i zaproponował odtworzenie jakiegoś durnego filmiku demo. Ja oczywiście wyczułem pismo nosem, nie dam się przecież mamić wschodnią propagandą reklamową. Szybciutko zainstalowałem PowerAmp, podłączyłem ZX1-kę do kompa (tak, tak, wiem, zignorowałem bezpieczeństwo), napaćkałem ją po sufit Flac'ami różnej maści i zabrałem się za użytkowanie. Niestety z powodu utraty znacznej ilości wilgoci z ciała, nie byłem w stanie chodzić w trakcie testów, jednak wyobrażałem sobie jakby to było, używać go w ruchu. I w takim stanie, z wytężoną wyobraźnią, włączyłem pierwszy utwór...



"Drogi pamiętniku, nie wiem kto znalazł mnie pierwszy, leżącego na zakrwawionej podłodze. Nie wiem czy była to mama czy tato. Faktem jest, że ocknąłem się w szpitalu, z rozciętą głową i poharatanymi policzkami. Ten demon wcielony nie oszczędził nawet moich, kiedyś bielutkich zębów. Szlochałem kilka godzin, zanim doszedłem do siebie..."


Tak miało to wyglądać w mojej wyobraźni, nic strasznego się jednak nie stało. Soniacz sprawnie podłączył się do domowego łajfaja, pobrał sobie okładki, a ja rozpocząłem słuchanie. Taka malutka dygresja - obsługa urządzenia, jak przystało na androida, jest genialna. Już sama wygoda korzystania zachęca do zakupu. Wszystko jest dobrze znane, we właściwych sobie miejscach. Gdyby nie konieczność ciągłego wyobrażania sobie, że jestem na spacerze, to poczułbym się jak w domu...



Brzmienie, tak całkiem na serio, bez jaj (bo urywa), jest świetne. Sony bardzo mocno pilnuje tajemnicy n/t specyfikacji sprzętu. Wiemy jedynie, że DAC jest produkcji własnej Sony, wiemy, że urządzenie ma 3ohm impedancji. Nie znamy innych parametrów, w tym mocy maksymalnej. Ale dzięki naszej kochanej EU wiemy, że jest ograniczenie do 5mW. I to ograniczenie działa dla 32Ohm. Podłączone słuchawki o rezystancji 150Ohm ledwo szeptały...Na szczęście dla mnie, najważniejsze było połączenie z Lime Ears LE3SW. Dla porządku sprawdziłem też słuchawki nauszne, ale to czym dysponuję, nie chciało praktycznie wydać z siebie dźwięku. Znaczy - ZX1, choćby był mocny, został skutecznie z tej mocy wykastrowany.

Nie ma tego złego jednak. Podłączone Lemonki, mające tenedencje do wyciągania z urządzeń szumów własnych, tutaj milczą jak zaklęte. Szumy pojawiają się tylko jeśli są w nagraniu (dotyczy to również dźwięków systemowych). Muszę przyznać, że z lenistwa od kilku dni korzystałem wyłącznie z Samsunga Galaxy S5, i w sumie byłem z niego zadowolony, jako grajka do CIEMów. Już nie jestem. NWZ-ZX1 uświadomił mi jaka jest przepaść między odtwarzaczem a telefonem. No dobra, ale może warto by było opisać troszkę jak nowy produkt Sony gra. Ot tak w porównaniu do innych flagowców. Muszę przyznać, że brzmienie jakie generuje ZX1 do złudzenia przypomina mi AK120. Dla jednych będzie ono delikatnie ocieplone, dla drugich chłodne. Faktem jest, że rozdzielczość jest fenomenalna. Balans tonalny jest w moim przekonaniu równy jak stół. Nie brakuje mu jednak dynamiki, nawet na niskich poziomach wzmocnienia. Bas jest mocny, szybki i precyzyjny. Średnica bogata i równa, bez ubarwień i odbarwień. Wysokie są rozdzielcze i szczegółowe. Separacja świetna, scena szeroka, taka jak ją znam z AK120. A zyskała na głębi i holografii. Mamy wrażenie, że siedzimy w pierwszych rzędach, przed bardzo szeroko rozstawioną orkiestrą.

Muszę przyznać, że ZX1 niesamowicie przypadł mi do gustu. Świetnie uzupełnia się z HM-901, który jest raczej sprzętem podróżnym niż przenośnym. No i ZX1 pozwala na cały dzień słuchania muzyki, bez konieczności rozglądania się za gniazdkiem. Do tego w groni innych flagowców cenę ma bardziej niż konkurencyjną. Sony modelem ZX1 pokazuje, że da się nie zedrzeć skóry przy okazji robienia świetnego odtwarzacza Hi-Res. Do tego obsługa tego grajka to poezja. Nie ma wyważania otwartych drzwi. Jest po prostu przemyślane urządzenia, bez zbędnych ambicjonalnych softów. Tutaj konkurencja musi się jeszcze wiele nauczyć.


ps. Po wszystkim udało mi się znaleźć sposób na odblokowanie głośności i mocy w ZX1. Tesle T70 grają świetnie, HD565 skończyły szeptać. Jedynie Audeze sugerują, że to nie jest przeciwnik dla nich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz