poniedziałek, 23 czerwca 2014
Strzał z biodra - Shure SRH-1540
Dawno, dawno temu, na dzikim zachodzie, był sobie Old Shurehand. Pan ten po rozstaniu ze swoim czerwonym bratem Winnetou, postanowił założyć biznes. Wymyślił, że będzie sprzedawał kowbojom zestawy do samodzielnych operacji ran postrzałowych, takie "life-saving" na prerii. Znany był z pewnej ręki, więc i biznes wydawał się bezpieczny (Shure-self-operation-kit). Niestety z wiekiem, jego shurehand przestał być już shure, stał się bardziej Old Shakehand...No ale że nazwa Shure została już zarezerwowana, to trzeba coś było robić...I tak, będąc głuchnącym kowbojem, postanowił produkować słuchawki...
Oczywiście powyższa historyjka ma tyle wspólnego z prawdą, co polska rzeczywistość polityczna z rzeczywistością. Ale słuchawki SRH-1540, z najnowszej linii Shure trafiły do mnie na biureczko, dzięki uprzejmości kol. Undertaker(pozdrawiam). Do tej pory miałem do Shure raczej ambiwalentny stosunek. Bo niby robią dobry sprzęt, ale jednak jakiś tandetnie wykonany (piszę o słuchawkach, o niczym więcej). I albo doki w których notorycznie padają przetworniki (535), albo trzeszczące i skrzypiące SRH-940. Taki max plastik słuchawkowego świata, tyle, że markowy i za sporą kasiorę...Miałem też nieodparte wrażenie, że dla Shure słuchawki robi Beyerdynamic. Mocowanie muszli do złudzenia przypomina te znane z Beyerów, tyle, że wykonanie jakby ktoś projekt robił na podstawie fotografii szpiegowskiej. Ale w nowej serii (1440, 1540, 1840), o ile wrażenia produkcji w Beyerze pozostały, tak kompletnie znikło mi poczucie tandety. Słuchawki niestety podrożały względem starszej (?) serii. Nie wiem czy dobrze kombinuję, ale SRH-1540 to następca modelu SRH-940. I jeśli tak, to chyba wreszcie doczekałem się gracza godnego uwagi.
SRH-1540 to słuchawki zamknięte, polecane profesjonalistom. Mają dosyć sztywny, odpinany kabel, z nietypowymi konektorami, przypominającymi te ze słuchawek dokanałowych. Sam system działa sprawnie, szkoda, że do kabli DIY trzeba będzie płacić frycowe za nietypowe złączki. Poza słuchawkami i kebelkiem, w komplecie mamy drugi zestaw padów, drugi, dłuższy kabel, twardy futerał i redukcję na jacka 6,3mm. Zastosowanie małych jacków sugerować by mogło zastosowanie mobilne, jednak Sony NWZ-ZX1 nie poradził sobie z tymi słuchawkami wcale. Niby coś tam gra, ale strasznie cicho. Za wyposażenie olbrzymi plus.
Nowe Shure na głowie leżą bardzo dobrze. Nic nie uwiera, nic nie przeszkadza ani nie ugniata. Waga na poziomie pomijalnym. Pady rewelacyjne, niby jest ciepło w muszli, ale nic nie przeszkadza, głowa się nie poci. Jedynie sztywny kabel wymaga przyzwyczajenia. Tłumienie, pomimo użycia padów nie skórzanych, jest bardzo dobre. Nie są to wprawdzie doki, ale siedząc koło telewizora, byłem w stanie bez zakłóceń słuchać muzyki. Czasami tylko dzieci stały nade mną trochę za długo, czekając na reakcję.
Brzmienie Shure SRH-1540 bardziej przypomina słuchawki otwarte niż zamknięte. Prezentacja jest co prawda raczej bezpośrednia, jednak scena jest bardzo rozległa, sprawia wrażenie nie mającej granic. Wszystkie dźwięki rozchodzą się w kierunku od słuchacza, i nie trafiają na żadną ścianę. Mamy tutaj również, lubiane przez wielu czarne tło. Spora rozdzielczość i separacja, jednak ilość góry nie powala. Jest jej minimalnie mniej niż lubię, trochę jak w HD650. Jakość świetna, aż chciało by się żeby było więcej. Średnie tony w zależności od toru od bezpośrednich (Cayin HA-1A) do lekko cofniętych (Violectric HPA V181). Bardzo bogate, równie szczegółowe jak wysokie, zawierające sporą dawkę energii. Wyraźnie i barwnie podawane wokale. Dolna średnica wybija się na pierwszy plan powodując wrażenie ocieplenia przekazu. Słuchawki bardzo dobrze oddają dynamikę nagrań, jednakowoż potrafią się pogubić przy głośniejszym słuchaniu. Dla mnie wtedy było już trochę za głośno, więc to nie wada, ale wspomnieć należy. Przy większych głośnościach bas trochę dominuje resztę pasm. Ale jest to dominacja wynikająca z ilości a nie z niewyrabiania się przetwornika. Poza tym sam bas prezentuje się świetnie. Mocny i zwarty, punktowy, bez misiowatych klusek. Schodzi bardzo nisko. SRH-1540 świetnie różnicują faktury w niskich rejestrach, nie mają maniery, robią to, co trzeba. Mocny wzmacniacz radzi sobie z tymi niuansami bez problemu i tak naprawdę przestają one przeszkadzać.
Shure SRH-1540 to zdecydowanie krok do przodu. SRH-940 były dla mnie najbardziej bezpłciowymi słuchawkami jakie miałem na głowie. Niby wszystko w nich w porządku. Niby każde pasmo jak trzeba i brzmienie super. Ale jednak nudne jak flaki z olejem, no i wykonanie fatalne. SRH-1540 nie dość, że nie są nudne, to jeszcze brzmieniowo są poprawione. Wymienny kabel to również plus, nawet jeśli ma niestandardowe końcówki. Zdecydowanie najlepsze do tej pory słuchawki Shure jakich miałem okazję słuchać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz