Kiedyś, będąc szczylem, znaczy małym dziecięciem, tatko mój, wojak (prawie) Szwejk, zabrał mnie był na połów groźnych rzecznych potworów, okoniami zwanymi. W trakcie moczenia kija z łodzi, opowiedział mi historię, jak to w czasie czynnej służby wojskowej, będąc w Czechosłowacji z braterską pomocą, trafili (znaczy jego dowieźli, bo on podobno nigdzie by wtedy nie trafił), nad jezioro, w lesie. Jako dowódca, został tatko postawiony przed problemem braku dostępu do kuchni polowej, która to z niewiadomych przyczyn, trafiła dokładnie na drugą stronę tegoż jeziora, które wprawdzie jeszcze wczoraj przeprawę miało, ale dzisiaj już niekoniecznie, ponieważ partyzantom nie należy ulegać. Skoro byli nad jeziorem, rodzony mój ojciec, uznał, że warto wykorzystać jego zawartość i polecił nałowić tego, co w nim pływało na kolację. Oczywiście, nie wyraził się tak kwieciście, ani tak elokwentnie, za to w sposób mocno żołnierzy energetyzujący. I Ci, naładowani tą energią, odpalili agregaty i przyłożyli napięcie, wraz z towarzyszącym mu natężeniem, prosto do tafli jeziora. Po tej akcji, ryby były już tak miłe, że same się pojawiły na tafli, a kompania, czy tam batalion (nie wiem, nie znam się), zajęła się zbieractwem. No dobra, ale czemu o tym wspominam? Ano jakoś tak, skojarzyła mi się nazwa firmy, z urządzeniem, i miną jaką zrobiłem po pierwszej aplikacji dźwięku, z tego zestawu. Firma mianowicie, to Lake People, sprzęt to Violectric HPA V181, a mina to tzw. Karpik. Po kolei więc co, skąd i dlaczego.
Lake People, to niemiecka firma, produkująca sprzęt audio. Swojego rodzaju legendarna, ponieważ nie oddała produkcji do państwa środka, zwanego w skrócie CHRL, a mimo to utrzymująca ceny swoich produktów na bardzo rozsądnym poziomie. HPA V181, to w pełni zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy, kosztujący powalające 769 Euro w sklepie Thomann. Dokładnie tyle samo kosztuje legendarny już Black Cube Linear Lehmanna. Znaczy prawie, bo 739. A skoro mój projekt opiera się o pomysł Lehmanna, i samego BCLa również miałem okazję słuchać, ba, mam go nawet pod ręką, to spokojnie mogę porównać te wzmacniacze.
Na początek więc kilka faktów. Violectic HPA V181 jest piekielnie mocny. I to nie żadna ściema. W trybie niezbalansowanym generuje 2,7W. Dla porównania, FCL 2W, a Cayin HA-1A 2,2W. Elektrownia...I pomimo całej tej piekielnej siły, jest mały (format B5, może minimalnie więcej). Miłośników cyferek i grających wykresów odsyłam na stronę Violectric.de. Tam można doznać opadu szczęki, czytając te cyferki. A miłośników poetyckich opisów brzmienia, poszukiwaczy prawdy objawionej i wielbicieli rankingów, muszę zmartwić. Nie umiem Wam pomóc. Nie będzie ani poezji, ani rankingów. Nie dowiecie się też w którym odcinku Dynastii Blake prześpi się z Alexis. Postaram się za to uzasadnić, lub ewentualnie pomóc znaleźć uzasadnienie zakupu tego cacka. No dobra, ważne żeby Was żona po zakupie z domu nie wywaliła.
Mamy mały wzmacniacz, za sumkę potrzebną do zakupu kilku par butów i jednej torebki, więc nie jest źle. Co więcej, wzmacniacz jest zbalansowany, więc jakbyśmy mieli 2 wzmacniacze..A że każdy wzmacniacz ma przynajmniej 2 kanały, to już jakby były 4ry monobloki. A to powoduje, że cena robi się znośna. Skoro więc mamy już upragnione uzasadnienie (bo ona kupiła właśnie 2 kiecki, parę butów i była u kosmetyczki), siadamy do oglądania zakupu. Wzmacniacz od frontu wyposażony jest w 2 gniazda 6,3mm, jedno gniazdo XLR do podłączania słuchawek zbalansowanych, włącznik z niebieską diodą sygnalizacyjną, oraz pokrętło głośności. Samo pokrętło jest dosyć ciekawe, ponieważ ma wyczuwalne skoki podobne do tych w drabinkach rezystorowych, a ze specyfikacji wiadomo, że wewnątrz siedzi Alps RK27, który na pewno porusza się płynnie. Z tyłu mamy gniazdo zasilania, wejścia XLR, wejścia RCA i przełączniki gain, znane choćby z BCL. O ile w BCL mamy 4 tryby pracy (0, +6dB, +16dB, +20dB), to w V181 trybów jest już 5 (-4dB, +2dB, +8dB, +14dB, +20dB). Ja do podłączenia urządzenia wybrałem opcję XLR.
W trakcie odsłuchów wykorzystałem:
- DAC zbudowany na ES9018, 6xOPA111AM, Xmos
- DAC zbudowany na PCM5102, Xmos
- HiFiMAN HM-802
- Audeze LCD3, Shure SRH 1540, Sennheiser HD565 Ovation
Jako punkt odniesienia FCL (wzmacniacz oparty o projekt BCL Lehmann) w wersji zbalansowanej.
No i co by tu o brzmieniu napisać...Jak już wspomniałem, po lekturze kilku recenzji jakie miałem okazję czytać ostatnio, nie czuje się na siłach opisywać w tak rozbudowany sposób to co słyszę. Ba nie mam, na bazie tychże recenzji, już kompletnie pojęcia, jak mam opisać rzeczy których nie słyszę! Nie ma słuchu nietoperze, nie potrafię wyłapać wszystkich szczegółów jakie zapewne serwuje mi ten wzmacniacz. Ale to co słyszę pozwala mi powiedzieć, że jest to produkt z najwyższej półki. Swojego FCL'a buduję od roku z okładem. Porównywałem go z wieloma urządzeniami, i każdy z porównywanych wzmacniaczy był w moim odczuciu gorszy. Czasami nie była to różnica dźwiękowa, a po prostu różnica cenowa. Taki Burson Soloist grał praktycznie identycznie jak FCL w wersji niezbalansowanej. Ale cena spowodowała, że nie przypadł mi do gustu. Z kolei Black Pearl, czy Sonic Pearl miały w moim odczuciu za mało mocy, do zabawy choćby słuchawkami planarnymi. Więc FCL był wzmacniaczem dla mnie idealny. Był i nadal jest, bo choć Violectric V181, jest wyceniony bardzo rozsądnie, ma mocy nawet więcej od FCL'a, no i jest od niego mniejszy, to ma jedną cechę, która troszkę mi się nie podoba. Mianowicie sztucznie podbija dynamikę. Nie tą prawdziwą (odległość sygnału od szumu), tylko to wrażenie dynamiki utworu. Dokładnie tą samą manierą grają HM-901 i AK240. Jest z jednej strony fajna, bardzo poprawiające atrakcyjność przekazu cecha, z drugiej, zmieniająca cechy nagrania. Takie podbicie dynamiki występuje ostatnio coraz częściej i mam wrażenie, jest cechą pożądaną przez konsumentów. Zbliża to brzmienie wzmacniacza tranzystorowego do charakteru lampowców. Jednak nie za to ludzie "kochają" tranzystory. Wzmacniacze lampowe to wzmacniacze lampowe, nie ma sensu ich na siłę udawać, zbliżać się z brzmieniem w ich stronę. Tranzystory uwielbiam wręcz za ich sterylność i czystość przekazu. Oczywiście są tranzystory muzykalne i analityczne, są ciepłe i zimne. Ale nie tracą tego tranzystorowego charakteru. Violectric też na szczęście go nie utracił. Jest szybki, genialnie kontroluje słuchawki, nie powoduje nadmiernego zagęszczenia przekazu. Zagęszcza go jednak bardziej niż FCL. Ale nie tak jak lampowce. Dlatego też mam w swoim posiadaniu Cayina - jest to lampa pełną gębą, nie udająca nic innego. Wzmacniacz do "po prostu słuchania". Violectric jest dla mnie takim kompromisem pomiędzy FCL a Cayinem.
Pozostałe cechy HPA V181 są jednak na bardzo wysokim poziomie. Wzmacniacz nie szumi i jeśli użyjemy słuchawek zamkniętych, dostaniemy idealną ciszę. Scenicznie niemiecki wyrób to ekstraliga. Szerokość i głębokość sceny powala. Wzmacniacz idealnie różnicuje źródła, oddając lekkie ciepełko HM802, czy sterylną czystość Sabre. Co więcej, mam wrażenie, że potęgował on te różnice, pozwalając wychwytywać różne podejście do prezentacji utworu. Kolejną cechą Violectrica jest jego fenomenalna rozdzielczość. Nic nie umyka słuchaczowi, nic nie ginie, nie klei się. Separacja jest wzorowa, holografia również. Należy jednak pamiętać, że wszystkie te cechy zależą w głównej mierze od źródła. Jeśli podepniemy "kupoDAC" nie spodziewajmy się cudów, bo ich nie będzie. Za to podpięcie źródła klasowego spowoduje u nas przysłowiowy opad szczeny. Otwartość i rozmach przekazu jest naprawdę fenomenalny. Mam wrażenie, że w tej klasie cenowej wręcz niespotykany (nie dotyczy to urządzeń DIY). Nie jestem w stanie pisać o poszczególnych pasmach, ponieważ poza delikatnym ociepleniem przekazu i podbiciem dynamizmu, opisał bym dźwięk jako wzorcowy. Oryginalny Lehmann nie zrobił na mnie takiego wrażenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz