niedziela, 4 stycznia 2015

CustomART Harmony 8 Pro


Od pewnego czasu planowałem dołożyć do swojego zestawu CIEMów wyrób CustomART. Początkowo były w planach Pro 330 v2, później Harmony 8. I tak się ciągle termin odkładał, bo zawsze pilniejsze wydatki, coś innego do zrobienia. Ale w końcu przyciśnięty do muru przez Piotrka, nie miałem wyjścia no i zamówiłem. Mając na uwadze szaloną siłę argumentów Pitera, bałem się pisać recenzję, bałem się przyznawać a życie moje zaczęło upływać pod znakiem wymijających odpowiedzi na wszelkie trudne (i nie tylko) pytania. Od dnia, w którym otrzymałem CA H8P było jeszcze gorzej. Zacząłem przypominać Golluma, łażąc po domu i mamrocząc pod nosem "mój ssskarb".




Myślałby kto, że zamówienie internetowe customów w 21 w.n.e. jest czymś prostym. Nie wystarczy kupić i zapłacić, o nie. Każą Ci potem człowieku biegać po audiologach, robić wyciski uszu (brrr...to wciskanie zimnego silikonu w ucho to coś tak mega nieprzyjemnego, że historia|), potem jak już te wyciski wyślesz będą zadawali pytania, będą dociekliwi. Nie, zdecydowanie nie jest to przygoda dla lubiących spokój. Ze mną było dość prosto. Na Audio Show, jak już ustaliłem z Piterem, że zamawiam H8P, a łokcie od wykręcania przestały mnie wreszcie boleć, musiałem wzorem pokornego naleśnika pełzać w koło Karoliny z Lime Ears, co by mi przysposobiła zestaw wycisków do zrobienia tychże słuchawek. Później jak już ustaliliśmy że to będzie również Red Baron Edition, miałem już spokój. Same słuchawki dotarły do mnie prawie dokładnie 4 tygodnie po tym jak zostały zamówione. I jest to w okresie przedświątecznym niesamowitym wynikiem, zważywszy, że po drodze były jeszcze jakieś massdropsy czy inne słodkości. Kupującym nie będę psuł wrażeń zdjęciami, nadmienię jednak, że poczułem się wyjątkowo, odpakowując czarne, eleganckie pudełko, biorąc w ręce instrukcję drukowaną na papierze kredowym. To rzeczywiście jest wyraz szacunku dla klienta. Dzień w którym dotarły H8P był dzięki temu po prostu wyjątkowy. Raptus ze mnie, więc praktycznie od razu zabrałem się do słuchania.



Zanim jednak przejdę do sedna, muszę napisać parę słów o zawartości zestawu i o samym wykonaniu słuchawek. CustomArty dotarły do mnie w opakowaniu Peli1010, wraz z tabletką osuszającą, urządzeniem do czyszczenia dźwiękowodów, wyposażonym dodatkowo w pędzelek oraz z małym, błękitnym pudełkiem "wychodnym". Dzięki temu słuchawki ze mną podróżują w małym pudełeczku, a w domu, w nocy się osuszają. Świetny i naprawdę przemyślany zestaw. Same słuchawki wykonane są perfekcyjnie. Moje są koloru Perłowo-czerwonego, co niestety nie do końca dobrze oddane jest na zdjęciach. Musicie mi jednak zawierzyć na słowo, że robią na żywo piorunujące wrażenie. Sam grawer jest również bardzo precyzyjny, wszystkie elementy są ładnie wypełnione barwnikiem, nie ma żadnych niedoróbek. Ale i tak jeden element zasługuje na specjalne napomknięcie. Jest nim gniazdo kabla. Wiem, że jest to element powodujący ogromne problemy producentom słuchawek silikonowych. Sam miałem ze 3 takie zestawy i w każdych kabel był niewymienny, a opcja założenia gniazda nie wchodziła w grę. W CustomART gniazdo jest tam gdzie powinno, nie dając swoją solidnością żadnych podstaw do obaw. 



Ostatnia już rzecz, przed przejściem do opisu brzmienia, to wygoda. Pamiętam co przechodziłem kiedy posiadałem słuchawki silikonowe pewnej brytyjskiej firmy. Słuchawki te wymagały niesamowitych zabiegów aby można je było umieścić w uchu. Obroty słuchawki i ciąganie za ucho to była tylko część rytuału pozwalająca rozpocząć cieszyć się dźwiękiem. Czasami dochodziła też konieczność użycia specjalnego żelu, bo ucho wewnątrz było zbyt suche i słuchawka po prostu za nic nie chciała wejść do środka. H8P, które otrzymałem, konstrukcją zewnętrzną do złudzenia przypominają mi moje Lime Ears, które są dla mnie wzorem wygody. Dziwnym więc nie jest, że CustomArty są hiper wygodne. I o ile to możliwe, to są jeszcze wygodniejsze niż Lime Ears, jako, że silikon jest dla wnętrza ucha materiałem mniej inwazyjnym. Do tego wszystkiego należy dodać perfekcyjne spasowanie (już za pierwszym razem), za co muszę podziękować nie tylko Piterowi ale i Karolinie, bo tutaj jakość wycisku ma największe znaczenie.


Najpierw małe zaskoczenie. CustomART Harmony 8 Pro się wygrzewają. A raczej podlegają temu procesowi.Całkiem możliwe, że to tylko elementy zwrotnicy, jestem jednak pewien, że brzmienie się zmieniło. I to nie w niuansach, a zmieniło się dość znacznie. Oczywiście, żeby nie być posądzony o zwidy miałem punkty odniesienia. I to wobec nich sprawdzałem sobie te zachodzące zmiany. Początkowo słuchawki były bardzo ostre, dość mocno sybilizowały. Całość jednak przerodziła się w nadal ostre, ale już nie sybilizujące, za to mocno rozdzielcze granie.


Słuchawki do celów recenzji podłączałem do:
iPod Shuffle 4G, FIIO X5, FIIO E12 DIY, RIO KARMA, one+ One, Sony NWZ E-436, Cayin HA-1A i SWS Silicone AMP. Jako punkt odniesienia użyte zostały Lime Ears LE3SW, Stax SR-009, Audeze LCD3, SWS Nouroda HP. Pewnie za chwilę przeczytam, że porównywanie Doków do słuchawek pełnowymiarowych jest niepoważne. Że to inna klasa sprzętu i w ogóle jestem bydle i obwieś. Chciałbym jednak zaznaczyć, że prawidłowy balans tonalny czy kreowanie sceny powinno być niezależne od konstrukcji.

Custom ART Harmony 8 Pro, to słuchawki analityczne. Co do tego nie mam wątpliwości. Mają też delikatnie cofniętą średnicę. I to również nie ulega wątpliwości. Dziwne jest dla mnie jedynie to, w jaki sposób się to objawia. Ponieważ H8P to chyba najlepiej przestrzennie grające słuchawki portable jakie miałem, wycofanie średnicy objawia się w jej odsunięciu od słuchacza. Wrażenie jest takie, jakby wokalista, który do tej pory śpiewał nam do ucha (Lime Ears, LCD3) zrobił kilka kroków (dosłownie) w tył i zaczął do nas śpiewać z lekkiej odległości (2, 3m), to samo tyczy się wszystkich dźwięków występujących w średnich tonach. Bardzo pogłębia to efekt przestrzenności brzmienia, wrażenia są aż namacalne, holografia jest wręcz fizyczna. Dzieci śpiewające w "Małe WuWu śpiewa Twardowskiego" aż się chciało pogłaskać po główce. H8P niosą ze sobą również mniejszy bagaż energetyczny niż LE3SW czy choćby LCD3, przypominają bardziej Staxy Lambda Pro. Baaa są do nich wręcz bliźniaczo podobne w kreowaniu całości brzmienia. Jedynie zakres 7kHz w H8P jest bardziej podkreślony. Tak poza tym to ciężko by było rozpoznać, które z tych słuchawek grają. Mamy więc wzorcową separację, idealną holografię, lekko odchudzony dźwięk, monitorowy bas i NIESAMOWITĄ ROZDZIELCZOŚĆ. 


Niestety, H8P nie zagrają rewelacyjnie ze wszystkiego. I najgorzej brzmiały mi z FIIO X5. Najgorzej, to nie znaczy, że źle. Ale jednak X5tka z H8P dawała jakieś dziwne rezonansy w zakresie sybilantów, które powodowały, że utwory bogate w granie na talerzach perkusyjnych były znośne tylko na bardzo niskich poziomach głośności. Dużo lepiej radził sobie z H8P iPod Shuffle, który wyciągał zalety słuchawek na pierwszy plan. Jest więc i rozdzielczość i przestrzenność grania. Nie bez znaczenia jest też dla mnie wygoda użytkowania. Zestaw prawie idealny. RIO Karma zrobiła z H8P prawdziwy powrót do przeszłości. Brzmienie zrobiło się lekko analogowe, ocieplone. Scena się mocno skurczyła, zrobiło się ciepło i intymnie. Coldplay zabrzmiał magicznie. Słuchanie Karmy z H8P przywodziło mi na myśl wsłuchiwanie się w muzykę, podczas siedzenia przy kominku, opatulonym w kocyk, kiedy na dworze trzaska mróz. Sielankowo i przyjemnie. Największe wrażenie zrobiły na mnie H8P podpięte do toru stacjonarnego. W tym wydaniu, dobrze dopalone prądowo, nie zasybilizowały ani razu, grały zdecydowanie równiej niż z grajków przenośnych (chociaż równie "płaski" balans tonalny uzyskałem wpinając je do one+ One). Z Cayinem była moc i energia, z SWS hiperprzestrzenność i holografia do kompletu. 


W podsumowaniu muszę napisać, że C8P zaskoczyły mnie nie mniej niż Lime Ears. 
Po pierwsze nie przypominają mi żadnych poprzednich silikonów jakie miałem, mając więcej wspólnego ze słuchawkami akrylowymi. 
Po drugie przestrzenność i budowana scena to coś nieprawdopodobnego i podciąga się pod program "Nie do wiary" na tewuenie. 
Po trzecie, częściej ich słucham ze stacjonarki niż swoich nadwornych słuchawek pełnowymiarowych, bo są po prostu najlżejsze i wcale nie grają jak maluchy.
Po czwarte, to sami je sobie zamówcie. Zrozumiecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz