Philips Fidelio X2 to już druga odsłona otwartych słuchawek dedykowanych audiofiliom, która powstała w czasie największych zawirowań w historii Philipsa, mimo to została przyjęta bardzo dobrze. W wersji X2 miano poprawić wady modelu X1. Poniekąd nie wiem co tam było do poprawiania, bo były to wprawdzie słuchawki nie najwyższych lotów, jednak bardzo wyraźnie miały określoną grupę odbiorców. Ze swoim bardzo przyjemnym brzmieniem i gładką formą przekazu znalazły szybko wierną rzeszę fanów. Zatem czy powstały aby przekonać kolejną grupkę zapaleńców, czy może dla aktualnych fanów, a może po prostu w celu odświeżenia linii.
Historia marki Philips Fidelio nadaje się na scenariusz dobrego filmu kryminalnego. Jakiś czas temu Philips ogłosił sprzedaż całej gałęzi Audio, Video, Multimedia i Akcesoria do japońskiego koncernu Funai. Kto nie śledził, ten nie wie, że Funai wprawdzie chciało, ale się w końcu rozmyśliło i cała transakcja okazała się być fikcją, mają na celu zdyskredytowanie pozycji Philipsa na świecie. Funai, jak się później okazało, nie miało ani środków ani chęci do przejęcia biznesu od Philipsa, chcieli tylko krótkoterminowo zarobić na akcjach. Na szczęście Międzynarodowy Sąd Arbitrażowy dopomógł Philipsowi w odzyskaniu władzy nad własną marką. Powstała firma WOOX Innvations, która w porozumieniu z Gibson Brand inc. w maju 2015 zmieniła nazwę na Gibson Innovations. Słuchawki Fidelio należą właśnie do Gibsona, tej samej firmy która od kilkudziesięciu lat produkuje jedne najlepszych gitar na świecie. Do Gibsona należy też kilka innych marek, z czego jedna to Onkyo.
I w takich warunkach powstawała marka Fidelio, pod którą wyszło póki co kilka naprawdę świetnych produktów. W tym właśnie Fidelio X2. Słuchawki, poza kolorstyką od protoplastów specjalnie się nie różnią. Mamy ten sam sposób zawieszenia słuchawek na głowie, oparty o headband z gumą w środku i sztywną konstrukcję pałąka zapewniającą właściwy docisk muszli do głowy. Mamy też niestety te same (chociaż tutaj są wymienne) pady z weluru, których włókna są dość gryzące dla skóry głowy (przynajmniej mojej). Sama twardość padów i siła docisku dopasowana jest świetnie i słuchawki na głowie leżą bardzo dobrze i gdyby nie właśnie materiał padów, było by genialnie.Słuchawki wyposażone są w gniazdo jack 3,5mm do którego możemy dopiąć dowolny kabelek stereo. Nie ma żadnych udziwnień konstrukcyjnych, nawet duży wtyk Rean będzie spełniał swoją rolę doskonale. Pamiętać należy jednak, że fabryczny kabelek, zupełnie jak w wersji X1 nadaje się najwyżej do powieszenia na nim czegoś niespecjalnie ciężkiego. Z jakością nie ma za wiele wspólnego, a dźwięk tłumi masakrycznie (od razu do zmiany), nawet najtańszy kabelek Thomson dawał lepsze efekty brzmieniowe.
Brzmieniowo X2 to dla mnie niestety krok wstecz w stosunku do X1. Nie mają tak jasno określonego charakteru i grupy docelowej. Zupełnie jakby projektant chciał zadowolić wszystkie grupy docelowe na raz, ale niestety zamiast połączenia zalet udało mu się co najwyżej połączyć wady. Tonalnie to skrzyżowanie T90 z HD650. Mamy więc dość szybkie słuchawki, z dołem podobnym do HD650 i sybilantami i ostrością T90. Basu jest mniej i jest mniej rozciągnięty niż w Meze, podobny w ilości do T90, ale w fakturze raczej do HD650. Scena ani szeroka ani głęboka. Dość klaustrofobiczna. Przekaz zagęszczony, stereofonia słabsza niż w T90 bardziej w kierunku HD650. Scenę ratuje nawet niezła holografia i separacja. Fidelio X2 to słuchawki zdecydowanie do wzmacniaczy prądowych. W trybie napięciowym mocno przeszkadzają sybilanty, które w trybie prądowym pojawiają się dużo rzadziej. Góra mniej wyraźna, ale bardziej naturalna niż w T90, bardziej schowana, gorzej rozciągnięta, na szczęście nie zdarzają się takie historie jak w T90, gdzie dźwięki o 40dB różnicy głośności w nagraniu, pojawiają się z równą głośnością w słuchawkach. Wokal bardziej bezpośredni niż w T90, podobny do HD650, ale brzmi jakby wokalista miał ściśnięte gardło. Wokale w ogóle są przyciemnione, ale jednocześnie mają mocno podkreślone ostre zgłoski. Ogólny brak lekkości w przekazie i wybrzmienia, głównie własnie w sferze wokalnej. Lekka niespójność brzmienia, jest lekkie wrażenie pustki pomiędzy energetyczną dolną średnicą a średnimi tonami. W Discard Your Fears Riverside, organy mocno wycofane, trzeba się ich specjalnie doszukiwać. Brak mi spójności brzmienia. Dół z wyraźnym szczytem w okolicy 60Hz, daje miękkość, brak konkretnego kicka. bas muli i jest dość jednostajny. Średnica w miarę równa, aż do 4-5 kHz gdzie następuje ostry zjazd i czuć mocną dziurę. W ogóle pasmo od 4 do 8kHz jest bardzo nierówne, szarpane. Dla mnie dość nieprzyjemne wrażenie. Powyżej 10kHz słychać ostry rolloff i brak mi powietrza w nagraniach.
Fidelio X1 miały jednostajny i mało zróżnicowany bas, ale całościowo były bardzo muzykalne a przekaz był bardzo koherentny. W X2 mamy bardzo poszarpany przekaz, część pasma jest agresywna i ostra, druga część miękka i trochę bez wyrazu. Mnie niestety Fidelio X2 kompletnie nie przypadły do gustu. Chociaż może przy cenie 1400 pln jestem dla nich zbyt surowy?
Słuchawki do recenzji wypożyczył kol. Jaworrr. Dziękuję bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz