Tak, powyższe zdjęcie nie jest przypadkowe. Opakowane w drewniane pudło, doszło do mnie lampowe szczęście, mające skasować jedną z wad wymienianych przez recenzentów/niedoszłych użytkowników. Mianowicie wygląd. Akurat ten zarzut niespecjalnie rozumiem. Citrone jakie jest każdy widział, nie było/nie jest sprzętem z pierwszych strona gazet, ale Quasimodo z jego urodą i urokiem to też nie jest. Fakt, traktorek (bo i tak był milusio nazywany) ma troszkę toporny design, ale odstaje na plus od większości produktów DIY i małoseryjnych, pakowanych w standardowe obudowy od puszek elektrycznych. Mimo to konstruktor znalazł kogoś kto był w stanie ten stan zmienić. Tym kimś jest niejaki Robert, który od dość dawna zajmuje się strojeniem w wyjściowe fatałaszki sprzętu wyglądającego jak skrzyżowanie tramwaju z przystankiem autobusowym tuż po trzęsieniu ziemi. To on zaproponował mi obadanie nowego wydania Citrone.
Trochę zdziwiło mnie pytanie Roberta, zanim wysłał do mnie sprzęt. Spytał mnie czy mam wkrętarkę, bo może się przydać. Jak już pudło do mnie dotarło, zorientowałem się, że to nie jest standardowy karton. Solidne opakowanie wykonane z ponad centymetrowej grubości sklejki, skręcone na śruby, poruszyło we mnie strunę ciekawości. Cóż to za cud musiał być tak spakowany, aby do mnie dotrzeć. Całość ważyła ponad dobre 10kg, ale wtedy zwaliłem to na opakowanie. Oj nierozważny ja. Po otwarciu wieka trumny Drakula okazał się w pełni:
Ważne też aby do Citrone podłączać sygnał przez Coaxial, ponieważ USB jest niejako gratisem z przypadku i nie gwarantuje jakości dźwięku wcale. Podłączone jednak właściwie śpiewa. I daje możliwość dopasowania go do swojego gustu. I wszystko byłoby super i został by u mnie na zawsze, gdyby nie jeden szkopuł. Citrone nadal ma łatkę sprzętu DIY. I ma łatkę sprzętu z wadami, którą to łatkę przykleili mu ludzie nie mający pojęcia o lampach. Jak bowiem można opisywać brzmienie urządzenia, wskazując przy tym wady typowe dla zastosowanych lamp, nie podając typu i producenta tychże, nie wspominając już o tym, że żaden z nich nie sprawdził innych lamp. Przyjął urządzenie z brzmieniem "as is" bez chwili refleksji i zastanowienia, po cóż konstruktor dał dostęp do ich wymiany. Ja tam dzięki Citrone dołączyłem swojego czasu do grona lampo-lubów i nie zamierzam go opuszczać.
Dlaczego zatem nie posiadam Citrone w swojej stajni? Ano głównie ze względu na USB i brak możliwości odtwarzania plików DSD. Ale też dlatego, że Cayin iDAC-6 brzmieniowo stoi z Citrone ramię w ramię, dając mi niesamowitą uniwersalność. Z tego co mi wiadomo, to Citrone nie śpi i lada moment pojawi się ich (tak, z jednego konstruktora zrobiło się już 3ech budowniczych w stajni z cytrynką) najnowsze dzieło, które może u mnie zdetronizować iDACa. A do tego czasu pozostaje mi podziwiać kunszt kolegi Roberta, ponieważ to co zrobił w kwestii obudowy przekracza ludzkie pojęcie. Zacząłem się nawet zastanawiać na zmianą obudowy dla Eurydice, bo takie dzieło sztuki lampowej we właściwej obudowie dodało by ze 100pkt do lansu i audiofilskości :) A Was pozostawiam ze zdjęciami nowej wersji Citrone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz