czwartek, 26 grudnia 2013
Portable wagi ciężkiej - PSB M4U 1
Dzięki uprzejmości forumowego kolegi All999(pozdrawiam), mam okazję od kilku dni zamęczać słuchawki kanadyjskiego producenta głośników, fimy PSB. Model M4U1 (Maui), to słuchawki nauszne, zamknięte, z segmentu portable, na co wskazuje przenośny futerał, dość kompaktowa obudowa i system składania nauszników, wzorowany na słuchawkach Beats.
Już na pierwszy rzut oka da się zauważyć iście pancerne wykonanie słuchawek. Nie ma ani jednego elementu, który można by określić mianem "delikatny". Nawet 2,5mm wtyczka jack sprawia wrażenie przygotowanej na ciężki bój o życie. Do tego zawiasy jakie możemy zobaczyć raczej w sklepach Ikea niż w słuchawkach. Sposób mocowani muszli też nie ma w sobie nic filigranowego. Po prostu aż czuć niezniszczalność. Do tego niekwestionowana wysoka jakość wykonania i super materiały. Wejście w świat słuchawek portable i od razu z wysokiego "C". Brawo.
Słuchawki przyszły opakowane bardzo solidnie, solidnie też zostały wyposażone - 2 kable portable, jeden z pilotem do japka, dodatkowe pady, adapter 6,5mm, adapter samolotowy i twardy futerał. Ten futerał to szczególnie miły dodatek, ponieważ coraz częściej pojawia się miękki woreczek, tak jakby słuchawkom w plecaku groziło tylko obtarcie lakieru. Mam przy tym wrażenie, że PBS z obtarciami zyskało by na powabie. Po założeniu ich na głowę mamy od razu 2 skojarzenia - 1. Nic i za żadne skarby nie jest w stanie nam ich z głowy ściągnąć, 2. komunikacja z resztą załogi Rudego będzie czystą przyjemnością. Nacisk na głowę jest wprawdzie spory, ale nie powoduje dyskomfortu, no i pewnie nie będzie problemu z rozgięciem dla "wiadrogłowych". Jedynie dość płytkie pady, u uszatych mogą powodować lekkie uczucie niepewności. Zapewniają jednak bardzo porządną izolację. Po pewnym czasie włącza im się również ogrzewanie, co wprawdzie w zimie jest nawet fajne, jednak w lecie może przeszkadzać.
Słuchawki nie należą do specjalnie wymagających. Z impedancją 32Ohm i skutecznością 102dB przy 1mW, większość urządzeń będzie w stanie je napędzić bez problemu. Wmacniacze stacjonarne będą w stanie też bez problemu je spalić jako, że są w stanie przyjąć maksymalnie 30mW. Radzę więc uważać przy podłączaniu ich do różnorakiego sprzętu stacjonarnego. Muszę przyznać że z FCL zgrały się pierwszorzędnie. Z Lyrem jednak troszkę szumów było.
Odłuchy przeprowadziłem przy udziale mego wiernego kałacha, FCL'a i Sabre DAC. Dodatkowym wsparciem był iPhone 4S, iBasso T5. Pliki FLAC i Denon DCD920 jako nośniki muzyki :)
Słuchawki należą do rodziny "Beatsopochodnych", z pełną konsekwencją tego rodowodu. Z testowanymi wcześniej Phiatonami, AKG czy Sennheiserami Momentum, mają jednak bardzo dużo wspólnego, należą też do tej samej rodziny i tego samego segmentu. Przede wszystkim najbardziej z nich wszystkich przystosowane do bycia przenośnymi. Są też dla Beatsów najgroźniejszym przeciwnikiem. Przy swoim obłędnym wyglądzie (tak, uważam, że są najładniejsze z całej stawki), grają jak na słuchawki z audiofilskim rodowodem przystało. Idealnie nadają się jako alternatywa dla "buraków", dla wszystkich estetów i miłośników dizajnu.
Słuchawki grają dźwiękiem precyzyjnym i zwartym. W przekazie króluje midbas, który niestety przesłania najniższe rejestry. Nie ma jednak znanego z Beatsów dudnienia. Jest za to szybki i ostry jak żyletka dźwięk. Nie znaczy to jednak, że sub basu kompletnie nie ma. Jest, pojawia się wtedy kiedy ma to znaczenie, jest jednak raczej w formie uderzenia niż wypełnienia. Ogólnie z wypełnieniem jest lekki problem. Większość dźwięków jest raczej szybka i ostra, bardziej analityczna niż muzykalna. Wybrzmiewania jest jak na lekarstwo. Od pierwszych taktów mamy wrażenie podbicia skrajnych pasm ale tak naprawdę podbite są tylko mid basy i niestety sybilanty. Jeśli zbijemy te dwa zakresy to dostajemy równo grające słuchawki o analitycznym charakterze przekazu.
Analityczność to ogólna cecha tych nauszników. Towarzyszy nam i na średnicy i tym bardziej w tonach wysokich. Trochę nam przez to brakuje wypełnienia, ale za to mamy dźwięki podane z niesamowitą wręcz rozdzielczością, którą spokojnie można porównywać z LE3SW. Do tego niespotykana wręcz sprężystość w brzmieniu, przekonanie, że nie ma sytuacji w której te słuchawki by sobie nie poradziły. Wokale brzmią świetnie, i jeśli zabieg z EQ został przeprowadzony, to nie groźne nam nawet szelesty Języka Polskiego. I nie trzeba tego zbicia robić w jakiś drastyczny sposób, wystarczy zbić po 2 dB na 120 Hz i 4 kHz względem reszty pasm.
Scena i sposób przekazu jest dosyć typowy dla tego segmentu. Wszystko jest pięknie poukładane, jednak "bańka dźwiękowa" jest mocno ograniczona i mamy wrażenie, że wszystko dzieje się w obrębie naszej głowy, lub w bezpośredniej od niej odległości. W tym elemencie najlepsze były K545 i Phiatony MS500, które czarowały iluzją ogromnej sceny.
Podsumowując, mamy kolejnego już zawodnika, w klasie bezpośrednich konkurentów dla Beats Studio. Kolejny który kosztuje mniej, wygląda równie dobrze i gra o niebo lepiej. Po prostu słuchawki portable pełną gębą.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz